sobota, 31 grudnia 2016

WidmoRetro - Tryptyk Noworoczny cz.III

Hej!

I to już ostatnia część Tryptyku, a zarazem ostatni dzień tego roku. Jeszcze tylko 4 godziny i magiczna granica zostanie przekroczona. Rok, który niektórzy nazwali morderczym, odejdzie. Znów uczniowie będą się mylić w zeszytach, znów będziemy robić postanowienia, znów będziemy je olewać, znów podejmiemy jakieś wyzwanie, znów ktoś umrze, ktoś się pojawi.
Ech... szybko to zleci. Kolejny rok stuknie mi tutaj, a także kolejny rok żółcić będzie strony mojego zeszytu.
Bo dziś słówko o sonetach, o miłości i o początkach...

piątek, 30 grudnia 2016

WidmoRetro - Tryptyk Noworoczny cz.II

Hej!

Wybiła 20:00, pora więc na drugą część Tryptyku.
Dzisiaj co nieco o fajerwerkach. Bo jest z nimi nieco jak z weną - sssyk...wiiiizgg...bach! i po fajerwerku. Piniądze poszły w powietrze wśród ognia i huku. Wena też pojawia się nagle, z sykiem ulatuje i oznajmia start. Potem znaczy iskrami atramentu drogę przez biel papieru. Gdy nie damy jej wzlecieć, zgaśnie i nie wypali. Gdy zaś spiszemy wszystkie iskry, rozlegnie się ogromne BACH ostatniej kropki.

Wena, jest jak fajerwerki. Niektórzy używają jej tylko parę razy w roku, inni się jej boją, jeszcze innych w ogóle nie obchodzi.

czwartek, 29 grudnia 2016

WidmoRetro - Tryptyk Noworoczny cz.I

Hej!

Okej, do końca roku pozostało trzy dni... i będą to na blogu dni z RetroWidmem! Tak, starociami Was zarzucę, jak przystało na utwory retro. Potrójnie zarzucę. Tak trochę na przebłaganie za kolejną niekonsekwencję i niesystematyczność we wpisach. Także... na końcowe dni trzy - trzy posty. Tryptyk.
Nie, nie będzie dużo tekstu. Po prostu parę słów na początek tryptyku, potem kilka słów na tryptyku środek no i na zakończenie.

Jak minęły Wam Święta? Ciepło, rodzinnie, nietypowo, nie do zapomnienia? Ja Wam powiem tak... to była jakaś magia.

czwartek, 17 listopada 2016

WidmoRetro

Hej!

Na początek, wspomnienie... Tak, Pan Leonard.
Cóż, przyznam się szczerze, ze wielkim znawca twórczości nie byłem, jednak słuchało się tego i owego. Poznałem go późno, jakoś w czasach, gdy w telewizji rządziła lista "30 ton", wtedy to jego kawałek "In my secret life" szturmował czołówki, wtedy to i ja posłuchałem nieco Cohena. Potem jedna piosenka, druga, trzecia...
Coś w tym głosie było hipnotyzującego. Taki aksamit. Taka strasznie mocna kawa i dym papierosowy. Magia.
Szkoda.

***
Okej, do postu.
Dziś nie będzie tak długo jak ostatnio. "Więc Ty, który nie lubisz dużo czytać, uspokój się! Postaraj się pododawać do siebie literki, wyjdzie Ci!" :D
A tak na poważnie (bo chociaż nie będzie długo, to za to będzie poważnie), chciałbym coś naskrobać o... sławie. Tak, o uwielbieniu tłumów, fejmie - jak to zwykło być modnie ostatnio ujmowane.

poniedziałek, 31 października 2016

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie..." czyli Widmowa Noc.

Hej!

Noc jest fajna. Nocą mniej widać, nocą więcej można sobie wyobrażać. Oczywiście ma to też swój niesamowity minus - nic tak jak noc nie karmi marzeń, które dzień bezlitośnie wciska w glebę! :)

Beksiński...mam wrażenie, że jakiś taki zaduszny.
Ale noc... wiecie co? Ta dzisiejsza noc (przynajmniej ta, która roztoczyła się nad głową Widma) jest kwintesencją nocy listopadowej. Kapie z nieba, kapie na liście które wcześniej skapnęły z drzew, kapie na potęgę i ulice mokre odbijają skapujące z latarni promienie światła, kapie z nosa, kapie po policzkach gdy stoimy nad mogiłami, kapie na groby Keats`a, Wilde`a, kapie na stromy dach Krypty Wieszczów na Wawelu. A także na groby Waszych i moich dziadków.

Czujecie ten potok łez wylany w noc Dziadów? W noc Halloween? Jak kto woli, zależnie od tego kto co obchodzi, kogo obchodzi to, kto co obchodzi? Osobiście wróciłbym do Dziadów, serio. Czym to jest spowodowane... chyba tym, że naprawdę lubię cmentarze nocą.
Byłem raz nawet na randce na cmentarzu. No okej, może nie na randce, ale na spotkaniu na cmentarzu 1 listopada. Było w tym coś... magicznego. :)

Przeskoczmy na chwilę do Halloween...

piątek, 21 października 2016

WidmoRetro

Hej!

Ech, ech, ech... trochę spóźniony witam Was po raz kolejny w październiku! Trochę spóźniony i, dzisiaj akurat, nieerotykowy. Nie, dziś będzie coś bardzo starego... Za mniej niż rok ten tworek będzie mieć 10 lat! Tak, tworek z września 2007, ale cóż, WidmoRetro zobowiązuje! :D

Jak to jest wracać do tak zamierzchłych czasów? Wiecie, jak się czuje, przeglądając stary zeszyt?
Ano tak...


A tak na serio... Cóż, to ciekawe doświadczenie cofać się do początków. Nawet nie wiecie, z jakim politowaniem uśmiecham się wtedy, gdy widzę tego chłopca pełnego ideałów i przekonania, że nie ma szarości a wszystko jest albo czarne, albo białe. Romantyzm aż wylewa się z niego na papier, patos osiąga niebotyczne rozmiary, brakuje tylko jeszcze jakiejś podniosłej muzyki oraz Julii na balkonie!
A wiecie, co jest w tym najlepszego? Że prócz pokochania szarości niewiele się we mnie zmieniło. Dzieciak nie wydoroślał, on tylko... nieco urósł.
Świat nie wierzy łzom, reklamom diet i poetom. Niektóre rzeczy się nie zmieniają. :)

Tworek... tak. Piosenka z 2007 roku? Zamierzchłe czasy. Starożytność. Odkopujcie to z pędzelkiem w dłoni, coby nie zniszczyć eksponatów. :)
Zapraszam.

sobota, 1 października 2016

WidmoRetro

Hej!

Do końca roku zajmiemy się cyklem WidmoRetro. Będę prezentować tworki z początków mojej twórcz... ekhm... z początków mojej przygody z pisaniem. Tak, starocie będą się pojawiać w częstotliwości co najmniej trzy na miesiąc. Okej, nad erotykami się zastanowię, bo nie wiem, czy mam aż tak stare jeszcze erotykopodobne tworki. Najwyżej erotyki będą "na czasie". Ale poza tym... jedziemy ze starociami.

Dzisiaj proponuję zabawę... zabawę w zmyślanie. W przeplatanie. W prawdę i fałsz.
Historię Wam przedstawię, historię o upadku i wzlocie, o pełzaniu wśród pyłu liczb i wzbiciu się ponad niego na skrzydłach słów. Górnolotnie? Ano, troszeczkę.
Konkrety. Opowiem Wam historię. Historię, która się zdarzyła, a może i nie miała miejsca. Niektóre ukazane w niej elementy będą prawdziwe, inne zupełnie zmyślone. Malutka prośba... czytając to, spróbujcie wychwycić mity i fakty, odsiejcie prawdę od kłamstwa, ale ogólnie - zabawcie się wyobraźnią. Odtwórzcie sobie historię w głowach i bawcie się dobrze. :)

Zapraszam, wystarczy tylko kliknąć tutaj, poniżej...

poniedziałek, 19 września 2016

+18po22 vol. 15

Hej!

Piętnaste to już spotkanie z tworkami erotykopodobnymi. Nooo... całkiem sporo tego, nie spodziewałem się, że tyle się uzbiera. :D
Wraca Widmo z wakacji! Tak, dobrze mi zrobiła ta przerwa od bloga, oj dobrze. W sumie Wam chyba także, nie zaśmiecałem Wam grafików swoimi pisaninami. Każdemu należy się odpoczynek, polecam spróbować! Co robiłem przez ten czas nieobecności? Ano trochę pochodziłem po pagórkach, trochę potańczyłem w weselnym klimacie, wódeczki i piwka trochę się wypiło, jakiegoś grilla rozpaliło, ognisko, znajomi przyjechali to się pogadało, do innych się pojechało i wróciło nazajutrz po...po dłuższych pogaduchach. Książki się czytało, filmy oglądało, muzyki słuchało, o blogu myślało się rzadko. No i praca też była.
No i pisanie, rzecz jasna. To, że nie myślałem o blogu, nie zwalniało z potrzeby pisania. Nieco uzupełniłem zapas tworków o nowe pozycje. Do końca roku zamierzam jednak prezentować starocie, dużo będzie WidmoRetro, dużo początków. Ale, ale, skoro powrót z wakacji, to i świeży, wakacyjny tworek wyląduje dzisiaj. Dość świeży, bo z lipca, z gorącego lipca. Z lipca spędzonego w klimatyzowany pomieszczeniu, tworek pisany w przerwie od pracy. Taka odskocznia psychiczna. :)

Zastanawiałem się też, co Wam serwować zamiast Parafki. Jak wiecie, ten cykl pojawiał się tutaj najregularniej ze wszystkich, moje dzieciątko ukochane, ale i on miał swój kres w rocznicę powstania bloga. Zastanawiałem się, co zamiast niego, no i... no i nie wiem jeszcze. Pomyśli się. :)

Dobra, tworek... Tworek o imieniu "Skrzy się" zapisany w "notesie zawodowym", jak zwykłem nazywać zeszyt z zapiskami oraz notatkami z pracy. Notes zawodowy do tej pory zawiera trzy tworki, zostaną one przeszczepione w odpowiednie dla nich miejsce - do zeszytu z tygryskiem. O, mam pomysł! Fotorelacja z przeszczepu pojawi się już 30go września! Cóż za plan. :)

A teraz rzeczony tworek, zapraszam.

poniedziałek, 11 lipca 2016

KWD 2.0

Heeej!

Wiem, wiem... jakże to mi wszystkie plany ostatnio w łeb biorą. Miało być tak pięknie, miały być dwa posty... a tutaj ani jednego. A to z prostego powodu - pomyliłem daty w automatycznym publikowaniu postów. :D
Paskudne niedopatrzenie. Ale cóż, nie ma tego złego, jak to mówią. Mam okazję z dwóch postów, w tę jakże przepiękną, lipcową noc (sen nocy letniej, nie ma co!) sklecić dla Was post z dwóch postów, a na dodatek - z dwóch lat KWD!

Zapinamy więc pasy, moi Najmilsi. Zapraszam na wspomnieniową przejażdżkę kolejką kawidmode.blogspot.com. Będzie długo...uprzedzam.

Zaczęło się...

niedziela, 26 czerwca 2016

+18po22, vol. 14

Hej!

Zapomniałem o poście, parafianie mojego małego, niszowego kościółka! Zły ze mnie pasterz, zły. Któż będzie Was prowadził przez ciemną dolinę, gdy mego słowa zabraknie?
Podejrzewam, że znalazłoby się muuuultum możliwości. Sam mógłbym podać paru twórców "od ręki". :D No, ale cóż, skromność nie pozwala mi chwalić siebie, zazdrość - polecać wszystkich lepszych ode mnie. Powracam więc z erotykiem, dzisiaj, tak... Oj, nastrój Euro udzielił się i mnie, stąd może to opóźnienie. Ale już, dziś żadnych meczów nie oglądam, dziś jestem tylko tutaj.

Zastanawiałem się, czy tworek będzie wystarczająco "erotykowy" jak na ten cykl. Wszak już w zapowiedzi fejsowej napisałem, że to raczej soft niż hardcore, mizianie się po policzkach przez zakochańców z podstawówki zamiast grzmocenia się po kiblach w gimnazjum, ale cóż... Liczę na wyrozumiałość tej bardziej hardcorowej części moich czytelników (sic! - to mam czytelników?). Opanujcie na chwilę żądze, powstrzymajcie chuć, zaciągnijcie hamulec ręczny (he he) w namiętności... i oddajcie się zmysłowemu podnieceniu na myśl o tym ulotnym, tym niezrozumiałym, tym paskudnie dwuznacznym.
Tak dwuznacznym, że może dosłownym.

Zapraszam na tworek.

sobota, 11 czerwca 2016

Widmowy pamiętnik

"Słuchając przed laty tej muzyki chłonąłem ją niczym ślepiec- nie znałem tekstu.Teraz wiem ,że to nic gdy czegoś nie wiesz -ważne byś czuł całym sobą.Tekst jest niczym wisienka na torcie.SUPER."
jankrajnik792 (komentarz na tekstowo.pl)


Hej!

Dziś nietypowo. Będzie długo, ostrzegam. :)
Zacząłem od słów gościa, którego nie znam i którego nie poznam pewnie nigdy. Nawet nie wiem, czy to koleś, czy może dziewczyna o dziwnym nicku. Ot, anonimowa opinia w odmętach Internetu. Opinia, jakich wiele - można powiedzieć. Opinia, pod którą mógłbym i ja się śmiało podpisać.

Są takie utwory, w których nie chciałoby się znać tekstu. A bo sprzeczny z naszym światopoglądem, a bo głupi, a bo obrazoburczy, a bo taki, owaki. Nic to, że muzyka świetna - tekst niszczy cały odbiór. Czasami wolelibyśmy nie znać języków obcych tylko po to, aby cieszyć się samą muzyką i brzmieniem głosu wokalisty!
Jednakże z niektórymi kawałkami jest zupełnie inaczej. Czasami coś nam wpadnie w ucho, nie przysłuchujemy się tekstowi, kiwamy głową myśląc "nieeeezły kawałek..." A potem słuchamy go ponownie, wsłuchujemy się w słowa. I nagle "niezły" zmienia się na "świetny", zaś "kawałek" - na "utwór". Po wsłuchaniu się w tekst całość nabiera dla nas jeszcze większej mocy, urasta do dzieła, do wydarzenia. Całość, muzyka i tekst, tworzą tort z wisienką. Jedno drugie uzupełnia.


Na pewno macie takie utwory. Na pewno nieraz szukaliście tekstu, aby jeszcze bardziej zrozumieć majstersztyk danego kawałka, aby zrozumieć go kompletnie. Ja mam kilka takich kompozycji, które osobno nie istnieją, a razem tworzą piękną całość, opowieść, której nie chce się kończyć.

Ktoś mógłby powiedzieć, że dzisiaj już takich piosenek nie robią. Że coś się popsuło, że teksty są do dupy i o dupie, że mają ładnie brzmieć z muzyczką i nie muszą znaczyć nic. I w większości przypadków się z tym zgodzę. Niestety, taka jest prawda - szeroko pojęta popkultura przesycona jest pisaninami "o niczym". To przykre. Oczywiście są Artyści (specjalnie A!), którzy nie dają się porwać temu ogłupieniu. Ale cóż mogą począć w tym idiotycznym świecie wylewającym się zewsząd... Niektórzy zatracają się w komercji, inni popadają w "przerost formy nad treścią". Nieliczni zostają przy swoim - chwała im za to.

Dlatego ja, osobiście, tak chętnie sięgam do klasyki. "Dziś już takich nie robią..." czasami pozwala się skupić na tym pięknie, które było. Na tekstach, które opowiadały różne historie, coś znaczyły. Na muzyce, która je dopełniała i przejmowała pałeczkę, gdy usta milkły.

Zacytowany przeze mnie na początku komentarz dotyczy utworu, który przedstawię poniżej. Może Wam się nie spodobać za pierwszym razem, może i nie za dziesiątym, może wcale... szanuję i takie gusta. Jesteście tutaj - więc gusta musicie mieć dziwne, rozumiem to. :D
Ja ten kawałek uwielbiam. Za całokształt. Za zmienne tempo, za zmienny nastrój, za głos Marka, za jego gitarę, za klawisze i perkusję, za historię w tekście.
"Dziś już takich tekstów nie piszą..."
Szkoda.



***

A tworek na dziś... nie miałem łatwego zadania, bo nie mam pojęcia, cóż Wam z tej okazji pokazać. Jak nawiązać do wstępu muzycznego...
Może będzie bez nawiązania. Burza była niedawno nad Rzeszowem. Lubicie powietrze po burzy? Ja... bardzo.

czwartek, 2 czerwca 2016

Różana Parafka

Hej!

Kto by pomyślał... kto by pomyślał, że tutaj będę to publikować? Przedostatnie dwie sceny aktu trzeciego. Niemalże półtora roku z Parafką, a koniec nastąpi prawie na dwulecie bloga. Ale ten czas spieprza okrutnie.

Kto by pomyślał, że Parafka jakoś tak się tutaj zagnieździ. Ale ale... na wspominki i sentymenty przyjdzie czas. Wchodzimy w decydującą fazę! Piłka leci w pole karne przeciwnika, do końca zostało niewiele czasu, trzeba strzelić... że tak użyję piłkarskiej metafory.

Lubię te końcowe sceny. Naprawdę. Wielką przyjemność mi sprawiało pisanie ich, musicie mi uwierzyć na słowo. Właśnie przez tę sympatię postanowiłem wtedy napisać coś jeszcze, coś takiego "sztukowego"... ale niestety na postanowieniach chwilowo stanęło. Mam cały plan, mam historię... tylko trzeba ją przełożyć na trzynastozgłoskowiec i oszlifować. Chwilowo nie mam weny. Nie mam weny na to od paru lat, tak po prawdzie. Ale ona jeszcze przyjdzie.
Wiem to. Jeszcze będzie kontynuacja. :)

Tymczasem zapraszam na scenę siódmą i ósmą. Preludium do finału. Ostatnie takty przed kurtyną.Mam nadzieję, że obiad przed deserem będzie Wam smakował.

środa, 18 maja 2016

+18po22 vol 13

Hej!

Każdy miesiąc pachnie inaczej, nie uważacie? Styczeń dla mnie zawsze będzie pachniał mrozem, luty lekami na kaszel, marzec błotem pośniegowym, kwiecień zaoraną ziemią, czerwiec sosnowymi igłami, lipiec ozonem, sierpień gwiazdami płonącymi w ognisku, wrzesień kredą i gąbką, październik grabionymi liśćmi, listopad zniczami, grudzień sianem...

A maj, zapytacie, gdzie maj?

Maj pachnie erotycznie, wieczór majowy  zalatuje kwieciem i deszczem i koszoną trawą. Maj to wino pite w plenerze i palone ukradkiem papierosy. Maj to grillowy dym i smród juwenaliowego błota. Maj to chusteczki mijanych alergików.
Maj to leżenie na kocu i gapienie się w gwiazdy, a to pachnie uczuciem.
Maj ma bardzo erotyczną woń.

Cóż... miałem przerwę w erotykach. Przepraszam za nią. Dzisiaj nadrabiam. Czy będzie to erotyk majowy? Nie, chyba nie... Pochodzi z marca tego roku, więc data powstania nie łączy go z majem. Traktuje o nocy, jednak nie była to noc majowa. Brzask nie był majowy.
Majowy był za to zapach. Zapach erotycznego napięcia.

Nie przedłużając, bo już 22:00... Zapraszam na chwilę z erotykiem.

wtorek, 10 maja 2016

Widmowy pamiętnik

Hej!

"- Dzyń, dzyń! - dźwięk rowerowego dzwonka zmusił grupkę spacerowiczów do rozstąpienia się na boki. Wesołe pokrzykiwania dzieci, które, pedałując zawzięcie na swoich malutkich rowerkach, próbowały dogonić rodziców, poniosły się po niewzruszonej tafli zalewu. Barwna kawalkada rowerzystów, spacerowiczów i miłośników wrotek jak zwykle sunęła w obie strony deptaka łączącego ulicę Powstańców Warszawy ze żwirownią. Chociaż z drugiej strony określenie "deptak" mogło być krzywdzące dla tych prawdziwych, rodem chociażby z Sopotu. Ścieżka też to nie była.
Droga. Tak, asfaltowy odcinek drogi oblegany przez stopy, kółka i koła jednośladów.
Gdzieś w trzcinie i okolicznych wierzbach zaszeleścił wiatr. Delikatny zefirek przynoszący zapachy wieczoru - dym grilla i zapaszek przybrzeżnego mułu. Jednak nie szeptał w trzcinach zbyt długo, zagłuszony przez koncert na kilkaset głosów - oto żabi i ropusi tenorzy wzięli się do roboty, czarując partnerki swoim rechotem, nieświadomi, że i ludzie z lubością się im przysłuchują.
Słońce jeszcze raz liznęło promieniem taflę zalewu i skryło się do lisiej nory pod Lisią Górą. Jego miejsce zastąpiło światło kilkudziesięciu latarni lewego brzegu. Oświetlony parking gromadził coraz więcej obniżonych samochodów z fikuśnymi naklejkami na drzwiach i spojlerach.
Gdzieś nad nami z furkotem przeleciały kaczki. Gdzieś przed nami ciężko wylądował łabędź. Gdzieś obok nas zabrzęczał komar, przegoniony piskiem nietoperza. Pod nami ławeczka zaskrzypiała falsetem, jakby dla uwielbienia Twoich kształtów, które ją gniotły w najmilszy możliwy sposób.
Noc brała w swoje władanie deptak przy zalewie, a wraz z nim i ulicę Grabskiego.
A w ciemność ulicy my się udaliśmy i w mrok naszych dłoni schowały się palce."

***

Miejsca, w których przychodzi nam żyć, czy chociażby przebywać przez krótki czas, wywierają na nas nierzadko wielki wpływ. Wypalają w pamięci obrazy, a to ulicy smaganej deszczem, a to topionej w upale, drzew targanych przez wiatr, liści zalegających trawnik, pijaka spod osiedlowego sklepu, sąsiada odśnieżającego auto (i klnącego, gdy zauważa, że to nie jego samochód...).

Widmo ma parę miejsc, które miały wpływ na jego twórczość. I czasami o tych miejscach zamierza pisać...
Nie wiem, czy lubię pisywać o lokalizacjach. Zdecydowanie łatwiej mam z ludźmi i emocjami, chociaż... Hah, opisywać emocje, a to dobre.
Cóż, dzisiaj o miejscu, w którym spędziłem okres od grudnia do czerwca zeszłego roku. Ulica Grabskiego w Rzeszowie. Oj, chodziło się nad Wisłok pisywać tworki, chodziło...

Zapraszam do lektury.

***

środa, 4 maja 2016

Różana Parafka

Hej!

Spieszmy się pisać 30 dnia miesiąca, bo tak szybko odchodzi... tak, tak, ani się obejrzałem, a już CZWARTY! No i w sumie już MAJ! Masakra... Wybaczcie brak aktywności w kwietniu. Cóż... wiele czynników się nań złożyło, przytaczać ich nie mam zamiaru. Najważniejsze jest to, że wracam z nową energią do raczenia Was moimi tworkami! Tak, będziecie nimi męczeni, oj będziecie... Cóż, nikt nie zmuszał Was, aby tutaj zajrzeć, więc domyślam się, iż robicie to z własnej woli.

Cieszy mnie to niezmiernie.

Ale, ale! Dość tego... Zacznę dzisiaj nietypowo, bo od... tworka. W sumie chyba jestem Wam winien taki początek. Nie będzie to długaśne coś, coś raczej przemyśleniowego, jakieś majaki przed zaśnięciem... Miałem ostatnio taki wieczór, że się przekręcałem w łóżku, że długo nie mogłem zasnąć, że czegoś brakowało... i tak się zastanawiałem, czego?
Za zimno? Nie. Za ciepło? Też nie. Za głośno? Za chicho? Za mało alkoholu, za dużo?
Nic z tych rzeczy. Możliwe więc, że... za porządnie?


Zbyt porządnie
 
Mojemu łóżku jest zimno bez Ciebie.
Kołdra jakaś taka płaska.
Poduszka niewgnieciona.
Prześcieradło na swoim miejscu i
po plecach tylko ono głaska.
Po co w ogóle się kłaść
bez bałaganu nóg i oddechów?

Nie znoszę porządku.



Czy tak mogłoby wyglądać łoże Amelii?


Taaak... z tymi łóżkami to jest niezły temat. Tak niezły, że łóżko przewijało się i w mojej Parafce. I chociaż właśnie w scenie, którą zobaczycie niebawem, również występuje, typowa "scena łóżkowa" to to nie jest. Dwóch facetów w łóżku? Łolagoba! No, ale nie uprzedzajmy niczego, za chwilę się przekonacie, o co chodzi...
Scena piąta i szósta aktu trzeciego... pomalutku zbliżamy się do finału. Tak, ten etap wspominam najmilej. Przy pisaniu tych końcowych scen bawiłem się przednio! Liczę, iż i Wy odnajdziecie w nich radość, może uśmiechniecie się pod nosem, może przez moment nawet współczuć będziecie Miszy.
Bo co nie zasługuje na współczucie najbardziej, jak nie szaleńcza, nieodwzajemniona miłość?

Zapraszam do lektury.

środa, 30 marca 2016

Różana Parafka

Hej!

Pozdrawiam w marcu, jeszcze w cieple marcowego wieczoru. W marcu jak w garncu, powiadają... a dzisiaj było iście wiosennie. Paskudna wiosna rozgrzewała kości marcowym słońcem, aby później zniknąć za zasłoną chmur...
Piszę to, aby za jakiś czas przeczytać post i przypomnieć sobie okoliczności pisania.To tak samo jak z Parafką... chociaż po tak długim czasie, jaki minął od procesu tworzenia, pamiętam tylko wspomniany wcześniej balkon i słońce, to i tak miło mi się wraca do tych parafkowych czasów.

Ale nie będę dzisiaj się rozpisywał o Parafce... obiecałem przecież w ramach rekompensaty jakiś tworek. A będzie to nie byle co, a najświeższa świeżynka ze świeżynek. Coś z mojego ostatniego wypadu w Biesy... coś, co być może przypadnie Wam do gustu.

Hmm... więc kolejność następująca: Najpierw dwie sceny z Parafki, potem foteczka z Wetlińskiej, a potem tworek z "uszczykówgórnych".

Zapraszam do lektury!

czwartek, 3 marca 2016

Różana Parafka

Hej!

No i luty w tym roku nie miał 30 dni, chociaż starał się z całych sił to nadrobić: stękał i sapał, ale wykrzesał z siebie tylko 29 dni...
Dodatkowy dzień to całkiem sporo, nie uważacie? Dlatego należą się lutemu oklaski za to próbowanie co cztery lata. To jest dla niego taki DodatkowoDniowyMundial.
Ale już koniec żarcików, gdyż Parafka powinna być na bloku od jakiegoś czasu, a tutaj jak jej nie było, tak nie ma... pojawia się dopiero teraz. Ale ale, cóż my tam mamy. Aha! Akt trzeci! No, przebyliśmy już dwadzieścia scen poprzednich dwóch aktów, za chwilkę wszystko się skończy!

Wiecie, że teraz wcale nie chcę, aby się skończyło? Co prawda to jeszcze aż dziesięć scen, aż pięć miesięcy spotykania się z Parafką, ale cóż... świadomość, że zbliżamy się do finału, że jest już teraz coraz bliżej niż dalej, jakoś nie poprawia mi nastroju. Ale może to i dobrze? W końcu nawet Niekończąca się opowieść miała jakiś tam koniec.
Może zacznie się coś nowego... kto wie? :)

Zapraszam na sceny pierwszą i drugą aktu trzeciego. Życzę dobrej zabawy.

czwartek, 11 lutego 2016

Inspiracje vol.9

Hej!

Dawno nie było Inspiracji, więc dziś słówko o... pisaniu w drodze.

Autobus, pociąg... tak, tam zdarzało mi się pisać. Oczywiście w tym drugim pisanie jest wygodniejsze, bo nie rzuca aż tak bardzo. Pisanie w środkach lokomocji jest nieco inne niż w wygodnym łóżku albo na skraju lasu. Ciągle coś się zmienia, myśli przelatują jak świat za oknem, już ją masz, a ta okazuje się mijaną wierzbą i już jej nie ma. Nie zapatrzysz się na nic długo. Dynamizm przecieka do wiersza. Inna sprawa, że mnóstwo rzeczy może Cię rozproszyć, zwłaszcza te za oknem. Ograniczone światło może być utrudnieniem w pisaniu - raz pisałem przy świetle płynącym z telefonu, czego efektem były trzy zwrotki i rozładowana bateria. Hmm... tego wiersza jeszcze tutaj chyba nie przedstawiałem... niebawem!

Poza tym współpasażerowie... raz mi się zdarzyło, że pewna pani chciała przeczytać, co tam bazgrolę. Był to tworek pt. Jak maki, który już prezentowałem na blogu (TUTAJ). Pani przeczytała i powiedziała, że ładny. Ot, tak po prostu. Ładny.
To było miłe.

Pisanie w podróży ma też jedną wadę... wiesz, że musisz skończyć, gdy przychodzi do wysiadania. Gdy zbliża się cel podróży. Nie dokończysz wiersza już później. A przynajmniej mi się nigdy nie zdarzyło dokończyć. :)

Tworek, bo czas mnie nagli... poza tym mam dziś takiego lenia, że nie wykrzeszę z siebie więcej, przepraszam! Tworek, a jakżeby inaczej, pisany w podróży. W drodze do domu.

czwartek, 4 lutego 2016

Różana Parafka

Hej!

Wiecie, co jest najgorsze w pisaniu takiego czegoś? Wypełnienie założeń.
Założyłem sobie, że będzie to tworek w trzech aktach, że każdy akt będzie mieć po dziesięć scen, każda scena będzie dłuższa niż strona oraz pisana trzynastozgłoskowcem.
Zaczynając od tyłu, wszystko było całkiem proste, aż do ilości dziesięciu scen w akcie. Tak, już na początku miałem plan ramowy każdej sceny, jednak w trakcie pisania nowe pomysły wpadały do głowy, inne wydawały się niezbyt fajne... Zmieniając jedną scenę, dokonywałem automatycznych zmian w kolejnej. Utrzymanie ciągłości stało się momentami trudne.

Tak samo jak wypełnianie założeń.
Zupełnie jak w życiu, och. :)

Dzisiaj dwie finałowe sceny aktu drugiego! Wybaczcie zwłokę, bawiąc się czytaniem chociaż w połowie tak dobrze, jak ja pisaniem!

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Widmowy pamiętnik

A raczej... niepamiętnik.

Hej!

Dzisiaj erotyków zabrakło, niestety, ale wyszły wszystkie. A to sobie polazły do czasopism kobiecych, a to do listów zajrzały, a to zmięły się w kulkę i poszybowały do kosza. Nie, dzisiaj erotyków nie będzie. Nawet jednego tyci erotyka.

Za to będzie rozprawka o pisaniu pod wpływem.
Powiadają, górale i niegórale tyż, że słowa pijanych to myśli trzeźwych. W sumie zgadzam się z tym osądem. Ileż to już wypłynęło żali i wypłynęło żalów wraz z ubywaniem ilości substancji w butelce, ojej! Ludzie tracą hamulce, tracą opory podyktowane przez dobre wychowanie, przez przyzwoitość, przez zdrowy rozsadek! Ludzie tracą wszelkie warunkujące ich własną osobę bariery, ramy, które sami pielęgnowali od dawien dawna i w które sami siebie na siłę upychali. Maski, które na co dzień nakładamy, opadają jak liście ścięte pierwszymi jesiennymi przymrozkami. Oto naraz okazuje się, iż możemy wygarnąć całą prawdę szefowi, przekazać najgorsze plotki "przyjaciółce", której przecież tak naprawdę nie znosimy, powiedzieć, co nam leży na wątrobie, a potem zrzucić to na brak pamięci, na odcięcie od prądu, na alkohol!

To... jest... piękne.

Lepiej być sławnym pijakiem niż anonimowym alkoholikiem? Zależy. Alkohol był od zawsze przyjacielem poety. Wino... podobno to ono otwiera furtkę w umyśle, przez którą przeciska się wena. Wódka rozplątuje język a piwo zaprasza do tańca! Alkohol buzujący w żyłach czyni nas nieśmiertelnymi, niepodatnymi na urazy herosami. Dodatkowo pozwala nam wydawać osądy, które na trzeźwo nie przeszłyby nam przez gardło.

To... jest... piękne.

Lepiej powiedzieć raz prawdę, niż całe życie żyć w kłamstwie? Pewnie, wódka z colą także krzyczy to razem z nami! "Uzewnętrznij się, wykrzycz swoje boleści, po mnie wszyscy Cię słuchają, Szara Myszko codziennego świata!"

...

Kurde... Piszcie po alkoholu. Tak, namawiam do tego. Ale piszcie sami dla siebie. Nie bierzcie przykładu z wierszokletów. Nie wyściubiajcie swojej pijanej poezji z trzeźwych szuflad. Chyba, że macie status hipergwiazdy pióra - wtedy to tylko performance. Wtedy to tylko show. Wtedy... wena, malutka furtka, pamiętajcie.

***

środa, 13 stycznia 2016

+16przed22

Hej!

Najpierw przeprosiny. wybaczcie braku Parafki pod koniec roku, ale jakoś mi tak spieprzyły te dni w okolicach Sylwestra. Jeeeednak cóż tam, Parafka wróci 30 stycznia, jak to już jest w grafiku od dawna. Jeszcze zdążę Was znudzić tym tworkiem! :)

Teraz sprawy bieżące. Moje postanowienie bycia systematycznym i uporządkowanym już wzięło w łeb, gdyż jest13 a tutaj w nowym roku jeszcze niczego nie publikowałem! Dziesiąty też mi zwiał, ale miałem takie paskudne trzy dni przed nim, że sam siebie rozgrzeszam z tego niedopatrzenia. Z tej niekompetencji i niesystematyczności także.
Dziwny tytuł wybrałem dla dzisiejszego tworka, nie uważacie? A cóż to, nie będzie erotyka? Będzie, będzie... Ale dzisiaj coś z kategorii soft. Jest w tym coś erotycznego... mam nadzieję, że i Wy to wyczujecie. Chociaż z drugiej strony, kontekst. Ważny jest kontekst. Dla jednych piosenka może być "erotyczna", gdyż wiąże się np. ze wspomnieniami intymnych chwil w łóżku, tymczasem dla innych będzie ot, zwykłym kawałkiem zasłuchanym w radyjku. Dla mnie ten utwór jest erotyczny, gdyż... dopowiedzcie sobie sami, Gałgany! :D

A tak na marginesie, wiecie, jaki kawałek przychodzi mi na myśl, gdy ktoś mówi "erotyczny"? Proszę:

A teraz pora na tworek... tak, to chyba najwyższa pora nań.

***