czwartek, 12 lipca 2018

KWD 4.0


"Noc była ciemna, ciepła i spokojna, czyli taka, jaką zawsze być powinna.
Niebo, roziskrzone milionem migoczących punkcików, wisiało sobie w najlepsze nad uśpionym domem. Co jakiś czas spadająca gwiazda sunęła ze świstem poprzez atmosferę, celując w blaszany dach, ostatecznie jednak lądując w czarnej otchłani komina, gdzie (otulona w swój gwiezdny ogon) zasypiała wśród sadzy.

Przez otwarte okno płynął świerszczowy koncert oraz wściekłe brzęczenie komarów, które bezskutecznie próbowały sforsować przeszkodę w postaci moskitiery. Żaby, niczym sekcja rytmiczna dla świerszczowych solistów, rechotały w niedalekim stawie, zwiastując nadejście słonecznego dnia.

Gdzieś z kąta pokoju rozległ się szelest kartek, a następnie ciche mruczenie. Ktoś nucił sobie pod nosem popularną, urodzinową melodię.