niedziela, 31 sierpnia 2014

Coś na ząb

Dobry wieczór!

Noc piękna, ciepła całkiem, czarna jak kawa... ktoś obserwował może dzisiejsze, sierpniowo-końcowe niebo? Bywały piekniejsze nieba, już wiele takich widziałem, ale lubię te sierpniowe firmamenty. I tylko jeden szkopuł w tych sierpniowych nocach... BbzzzzzzzZZZzzz!

K(u#%a,)O(by)M(arły)(j)A(k,)(ku)R(czę,)(najsz)Y(bciej)!
No dobrze, niech się nażre tej krwi. A proszę, pij do woli, bestyjko. Tylko po cholerę to bzyczenie... i po co tak swędzi!
A jeszcze nam ocieplenie przypędzi te malaryczne, dopiero będziemy płakać i zgrzytać zębami... No, ale może nie będzie aż tak źle. Oby!

Ale ja nie o tym chciałem... chociaż sprawa komarów też ma coś z posiłkiem wspólnego. Dygresje jednak pozostawmy.
Nowy dział... "COŚ NA ZĄB - Czyli utwory ze smacznym podtekstem". Opiszę go dokładniej niebawem. Także spokojnie.

Na dziś koniec wstępów... już i tak nie zdążę na trzydziestkę, gdyż chyba właśnie wybija północ. Zawsze spóźniony. Wstępów koniec... pora na...

WieczerzaDrga lekko świecy płomień jasny,
to noc weszła już do pokoju -
W kieliszku kąt znalazła ciasny,
wślizgnęła się tam po kryjomu.
Przybył za nią zapach maciejki,
gwiazdy też wpadły, wiatrem gnane.
Sam wiatr, z racji, że jest niewielki,
spija z ust twych wino. Rozlane.
Nóż mój, cały z wersów złożony
sera plaster na zwrotki kroi.
Plamią słowa obrus zdobiony...
Powietrze pełne jest ich woni.

Głos ciągle drży. Wilgotne usta.
Cisza. Pierś raz pełna, raz pusta.
W kieliszku noc. Oto podana
kolacja wierszem malowana.

Utwór z zamierzchłych czasów, z roku 2008. A taki relikt.
Smacznego!

piątek, 29 sierpnia 2014

Hej.

Ano zaniedbałem nieco bloga, niektórzy powiedzą. Ano zapomniałem, powiedzą inni.
A ja po prostu nie miałem kiedy pisać...
Ot, proza życia codziennego dopada każdego (i pewnie nie jeden jeszcze raz na to uwagę zwrócę)...

Dobra... jutro pojawi się pościk z moim tworem. A dzisiaj... póki co, to może konkurs na nazwę. Plebiscyt... hmm... może najpierw definicja plebiscytu:

Plebiscyt
    Plebiscyt terytorialny – głosowanie ludności w sprawie przynależności terytorialnej
    Referendum – forma głosowania o charakterze powszechnym
    Plebiscyt (zabawa) – głosowanie czytelników, słuchaczy lub widzów

(za: widkipedia.org)
 Tia... trzecia opcja mi odpowiada. I większości pewnie też. :) Jednak, dorzeczy! (jak zakrzyknął znajomy hydrolog, gdy go zapytałem, czego nam bardziej trzeba, dorzeczy czy dopływów!)

Jak miałoby brzmieć hasło "erotykowe"? (Chodzi o tytuł kategorii, pod którą erotyki miałyby się ukazywać)

a) 13stka po 22giej
(brzmi kontrowersyjnie, czego nie zauważyłem wcześniej... ojej, ja zły)
b) 22ga 13stka z kolei
(brzmi mniej kontrowersyjnie, w końcu: przyzwyczajenie, drugą naturą człowieka, jak to mawiają... ojej, ja zły)
c) Twój własny koncept tej Trzynastki (13 dnia każdego miesiąca-odpowiedzi w komentarzach... Wy źli)

...liczę na zainteresowanie jak co najmniej nagrodami Grammy... Ojej. no może nie. Ok, nie liczę na zainteresowanie, a na odzew! ;)
Do 13września mamy czas, czas start! (a post i tak z opóźnieniem się pojawi, ale o tym niebawem...)


(dużo nawiasów w ostatnim poście....)
(ojej)
(:D)

czwartek, 21 sierpnia 2014

Pierwsza (prawie)dwudziestka

Dlaczego północ jest przełomem dni? Dlaczego nowy dzień nie zaczyna się wraz ze wschodem słońca? Przecież prowadzimy dzienny tryb życia (a przynajmniej większość z nas), jesteśmy istotami dnia, dlaczego więc nowy dzień zaczyna się w nocy?
Wraz ze wschodem słońca... no dobrze, może to nie jest zbyt fortunny wybór. Słońce, wiadomo - przez większość roku ma w poważaniu zegarek. Ale ustalić początek dnia na godzinę 6 rano i po problemie.
- Jak pracujesz w poniedziałek?
- A od początku.
Przesłuchania w prokuraturze też byłyby prostsze! Łatwiej przecież powiedzieć, co się robiło w sobotę w nocy, niż "co Pan robił w nocy z soboty na niedzielę?" "Zaaaraz... w sobotę to piłem... ze śwagrem... a w niedzielę w nocy... to chyba też piłem..."
A jak ktoś potrzebuje noclegu we wtorek, to czy od północy czy do północy? (No ok, powiecie: jak we wtorek, to z wtorku na środę, prawda? Ale tak po prawdzie to nocleg na dwa dni - i jedną noc!)
Same kłopoty.

Dlaczego to piszę?
Ha, bo już po północy, a więc zaczął się 21 dzień sierpnia, a postanowiłem coś swojego wstawiać w równiusieńkie dzionki... A gdyby wprowadzić dzień od 6 rano, jeszcze trwałaby noc 20 sierpnia!

Jednak są i dobre strony pisania w nocy. Już grubo po 22:00 więc można nieco popuścić hamulce przyzwoitości... i pomarzyć. Doskonale zdaję sobie sprawę, że większość z czytających odwiedzi mnie tutaj w dzień. A szkoda, bo nocą wszystko smakuje inaczej.
Ostatnio była kobieta w roli kobiety złej. Tłum (sic!) żądał, aby przedstawić ją w dobrej roli. Ok, może nie tłum, i nie żądał, ale spodobało mi się to. Więc będzie kobieta w roli dobrej.
A, że już po północy, kobieta będzie czarująca, będzie przewodniczką i kusicielką. Tak, pora na subtelny erotyk. A któż nadaje się lepiej do erotyków, jak nie kobieta właśnie.

Zapraszam na...

Czereśnie
Piękna dziewczyna! Nie dziwię się wcale
Gdy w zwiewnych szatkach pojawia się we śnie
"Dziś skradniemy rozkosz, chodź na czereśnie!
Chodź ze mną zgrzeszyć, choć chwilkę, no dalej!"

W sadzie, w ciemnym kącie, gdzie nikt nie widzi
Błyska ukradkiem policzek czerwony
Owoc dojrzały, do rwania gotowy!
Dziewczyna się śmieje, chłopak się wstydzi

Niejedno drzewo okradła już wcześniej
Z wprawą znalazła słodkie czereśnie
Z ust gładkość skórki wyrywa jej jęk

Z drzewa wprost w usta, nic się nie stanie
Brudzą tak myśli, jak i ubranie
Słodki owoc sokiem w usta jej pękł.

Mały sonecik na dobry sen, bądź dobry dzień.
Pozdrawiam!

niedziela, 17 sierpnia 2014

Hej!

Mija piąty dzień od ostatniego wpisu. Czyli teoretycznie powinno się coś tutaj dzisiaj pojawić, coś ode mnie, coś mojego najmojszego. Ale niestety nie dzisiaj. Bo dzisiaj tylko informacyjnie o planach na najbliższe wpisy.

Otóż... plan mam taki:
Ustalić jedną datę (albo wiele dat, albo "daty cykliczne" - o tym więcej niebawem) kiedy to będą pojawiać się moje utwory, moja pisanina drobna i warta tyle, co liście rzucone na wodę.
Nie znaczy to, iż nie chciałbym pisać co dwa dni, co dni trzy, albo co godzin kilka. Och, chciałbym, jednak wiem, iż moimi utworami nie zapełnię całego bloga. Aspekt praktyczny, co już podkreślałem, i jakże prozaiczny, czego nie podkreśliłem - nie mam jeszcze wydanego tomiku wierszy, materiał skończyłby się za szybko.
Nawet biorąc pod uwagę to, iż ciągle tworzy się nowy. :)

Także tego, moi drodzy... Zastanawiam się nad wypuszczaniem swoich utworów co jakiś czas, określony czas, i w określonych kategoriach, jak np. cykl "Inspiracje". Oczywiście okres między moimi "dniami autorskimi" poświęconym mojej twórczości, chciałbym zapełnić innymi wpisami, mniej lub bardziej związanymi ze słowem pisanym.
Myślałem nad tym, aby "wypuszczać" swoje utwory każdego dnia kończącego się na -0, czyli odpowiednio 10-, 20- i 30-go każdego miesiąca. Plus dodatkowo powiedzmy... trzynastka - czyli coś 13-go każdego miesiąca.
Trzy moje wiersze na miesiąc+13 ( niespodzianka). A czas między tymi dniami zapełniony wpisami o tematyce związanej luźno z moją twórczością... czyli epika i takie tam inne pisaniny. Jakie, o tym niebawem.

To dopiero projekt, muszę się z tym przespać. Nie chciałbym, aby na blogu pojawiały się pięciodniowe przestoje. Stąd takie pomysły... Ale, jak wspomniałem, muszę się z tym przespać. Do pierwszego dnia publikacji (20go każdego miesiąca) zostały jeszcze dwa dni... Więc mam kilka nocy, aby to przemyśleć. :)

//Dziękuję za komentarze do ostatniego wpisu. Z tytułami różnie bywa, czasami ciężko wymyślić odpowiedni, czasami pomysł pojawia się niespodziewanie. Stąd też wiele moich rymowanek jest bezimiennych, albo za tytuł służą jakieś określone słowa w nich zawarte. Ale pomalutku, z pomocą znajomych i Was, odwiedzających, może uda mi się nazwać wszystko. :)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Inspiracje... vol.2

W poprzednim tekście o inspiracjach zastanawiałem się, co skłania do pisania. Tak ogólnie, tak szeroko i "tak w ogóle dlaczego co i jak, no i dlaczego tak". Czyli... czyli nic dokładnie nie wiadomo.

Z drugiej strony jak można opisać, czym jest wena, co ją powoduje, kiedy przychodzi? Wena, natchnienie, jeden pies... jest albo go nie ma. Proste. Oczywiście, można pisać na siłę, ale... cóż, lepiej nie pisać.
Muza jest ważna! I nie, nie chodzi mi tutaj o lecące z głośnika umcyk umcyk ("...jakiej muzy słuchasz, ziooom?"), chociaż ważkości i tej nie zamierzam negować (co zresztą potwierdziłem w Inspiracjach... vol.1). Jak ma się Muzę, to jakoś tak łatwiej pisanie idzie. Myślisz tylko sobie: "co też Muza teraz robi? Czym się zajmuje?" a obrazy same się pojawiają... a już czy to natchnienie radosne, czy raczej smutne, zależy od tego, jakie to obrazy.
Muzy są ważne! A jak, wiedzieli o tym starożytni, gdyż mieli ich całe mnóstwo, począwszy od muzy poezji lirycznej i gry na flecie (Euterpe), na muzie astronomii i geometrii kończąc (Urania).*

O czym więc traktują dzisiejsze Inspiracje? O sytuacjach!
A nie ma chyba mocniejszego ciosu natchnieniowego niż miłość, a głównie jej ostatnia, niezbyt szczęśliwa, forma: rozstanie.
Oj ciężka to sprawa, te rozstania. Ciężka. Różni ludzie różnie sobie z nimi radzą tudzież nie-radzą: szaleństwa imprezowe, alkohol, przelotne romanse, alkohol, depresja, alkohol... a niektórzy piszą wiersze. I alkohol też ma w nich często swój udział.


Rzuciło mi się w oczy niedawno wyznanie fejsowe jednej osoby, faceta, który to facet w przypływie żalu  opisuje koniec sześcioletniego związku. Nie wnikam w szczegóły ani wyznania, ani sytuacji, ani takiej formy manifestu poczucia niesprawiedliwości. Zraniła go, postanowił to oznajmić, cóż, jego wola. Ani nie potępiam, ani nie popieram. Gratuluję odwagi, chociaż to pewnie odwaga szaleńca, który stracił wszystko i niczego więcej stracić się nie obawia.
Ale! Przypomniało mi to, jak straszne mogą być rozstania. I że czasami nie da się im zapobiec, choćby się próbowało i chciało. Powiecie: "trzeba było walczyć do końca, jeśli to było naprawdę ważne!"
A ja powiem: "...gówno, za przeproszeniem, prawda."


Bo już dawno mądrzejsi ode mnie wiedzieli o tym, gdzie tutaj jest cały ambaras.

A teraz bezimienna (edit: już nie bezimienna!) rymowanka rozstaniowa. Z kobietą w roli kobiety złej.

Za (nie)porozumieniem stron

No już, dalej! Idź, uciekaj!
Nigdy nie mówiłem przecie
Żeś najdroższa mi na świecie,
"Tak Cię kocham!" nie szeptałem
"Powiedzieć?" nie pomyślałem
Więc i teraz też nie czekaj.

Sama wiesz, że ciągle kłamię.
Chwalę zupy przesolone
Co tam, talerze stłuczone!
Co tam na zderzaku rysa,
Tak pięknie wyglądasz dzisiaj!
A Ty, że "się Tobą bawię..."

Ponoć znasz mnie jak nikt inny,
Jak nikt inny mnie rozumiesz.
"Teraz już nie wiem co czujesz!"
Jakbyś wcześniej to wiedziała...
Sprawa sama się przegrała
A Ty krzyczysz "Winny! Winny!"

"On Romeo? Otwórz oczy!"
Mówili Ci przecież wcześniej
Ty im na to: "Proszę grzeczniej,
To mój wilk i będę sama
Go codziennie tresowała!"
Dziś już bez batogu kroczysz.

Płakać za Tobą nie będę,
A przynajmniej nie za taką,
Tą dzisiejszą, tą pyskatą.
Taką strasznie złą, niemiłą,
Niby moją, jednak inną.
Lepiej uciekaj czym prędzej.

Umykaj, nim na myśl przyjdzie
Bić się w piersi i przebaczać
Płakać i do gardeł skakać
Całować i gryźć na równo
"Dbałam, a umarło...". Trudno.
To, co było, już nie będzie.

"Naprawdę nie mogłeś, Miły,
Złotą smyczą ścisnąć szyję?
Jak ja bez Ciebie przeżyję?!"
Twoje słowa jak kagańce.
"A naszych języków tańce?"
Przecież dawno się skończyły.

Już od dawna inne wino,
Inne ciasta Ci smakują.
Już od dawna inną śliną
Piszesz na znaczka rewersie.
Już mojej Wenus popiersie
Innego ramiona kryją.

"I Ty śmiesz robić wyrzuty?
Prócz Ciebie nie widzę świata!
Jam Ci swe najlepsze lata
Jak na tacy podawała!"
No i proszę, czym się stała
Najlepsza część mojej duszy.

Pozdrowienia dla wszystkich zranionych! I pamiętajcie, podobno rany na sercu goją się najszybciej.
Przynajmniej te fizycznie zadane.


*źródło: Wikipedia - Muzy

/Trochę prywaty na prywatnym blogu: SPRZEEEDAAAM OPLA! A nie, żarcik taki... a na poważnie, komentujcie wpisy (abym wiedział, co poprawiać w swoim marnym warsztacie...) udostępniajcie to, co się Wam podoba, dodawajcie Krystiana Widmo Dakrzyckiego do swoich kręgów na goglach (rany, jak to brzmi) aby nie przegapić nowości.
Bo mam już pomysł, jakie nowości tutaj zaserwować, tylko musi on jeszcze dojrzeć w mej łepetynie.
Pozdrawiam i cieszę się, że jesteście!/

środa, 6 sierpnia 2014

Głupie zabawy

Nonsensem jest myśleć, że pisanie zawsze musi mieć sens. To tak, jakby mielone zawsze jeść z ziemniakami. A dlaczego ich, na ten przykład, nie wkroić do ryżu? Nonsens! Mielone do ryżu?!

W każdym "bądź" razie bądź oryginalny! (Tak, wiem, tam jest błąd, ale to z premedytacją miejsce dla błędu stworzone). Często twierdziłem, że szarość jest lepsza od czerni i bieli. Idąc za słowami Schopenhauera: jeśli szare ustawisz obok białego, zawsze możesz dowodzić, że to czarne! Jednak szarość jest zła... lepiej być białym. Bo biały to wszystkie kolory, a czarny to kolorów brak. Niby kolor, a nie kolor. Nonsens.
Gdy czasem stoisz przed lustrem i gapisz się w swoje oczy... też myślisz o tym, co tak naprawdę widzisz? Czy w ogóle przyglądasz się swoim oczom czasami? Wiesz, jakie śliczne masz tęczówki? Nonsensem jest nie znać wyglądu swoich tęczówek!
Kurde... taki mamy piękny język... To nonsens, że się nim nie bawimy. Że nie zlizujemy zeń tych wszystkich pięknych słów, że nie żonglujemy nimi z fantazją i polotem! Że nie mówimy jedynie po to, aby wypowiadać słowa, które znamy, a których może nawet i nie rozumiemy! A czasami należałoby puścić werbalną tamę i pobłądzić nawet, wyłanczać i wziąść, aby docenić, że nonsens to taki sensowny czarny!

Nonsens

Stukot stu stalowych stóp
Płynie po połaci pól.
Rośnie ryk rubasznych rot,
Krzyczy ktoś... kulawy kot?
Męczy mur marcowy mróz.
Język jest jękliwy już,
Trzęsie też trampkami tchórz,
Byle być bajaniem burz!
Czarny czas, codziennie cień.
Strachem się splamiła sień!
Ileż ich, iksów ile?
Smutnie sam siebie spiję...