wtorek, 29 lipca 2014

To może... Ballada, a co

A dzisiaj śpiewająco, a co, bo dlaczego nie, hę? Chociaż... nie znam melodii. Ale znam tekst!

Historia powstania: ognisko, gwiazdy weń spadające i sierpniowa noc. I kartka papieru i długopis. I "pisanie na kolanie". I to wszystko wpięte do zeszytu za pomocą zszywacza, coby się nie zagubiło, wylatując gdzieś po drodze.

Szukam muzyka, który zechce podjąć się aranżacji tekstu przedstawionego poniżej! A może się znajdzie, a co!
Hej, hoj, haj, ballado graj...

1. Hej, kiedyś nad rzeką, w dalekiej dolinie
Dawała dziewczyna łzy swe jarzębinie.
          Ref. Dziewczyno, dziewczyno, co też Ci się stało?
                Odszedł Twój kochany, czy Ci go zabrano?
2. Hej, tam, gdzie w polu samotna brzoza stoi
Dziewczę we łzach tonie, myśląc ciągle o nim.
          Ref.
3. Hej, kto w ciemnym borze sosnowym tak szlocha?
To dziewczę za chłopcem, którego wciąż kocha.
          Ref.
4. Hej, tam gdzie płacząca wierzba się pochyla,
Strumyk wody toczy - tam płacze dziewczyna.
          Ref.
5. Hej, gdy mrok zawładnie tym jałowca krzakiem,
Płakać znów zaczyna dziewczę za chłopakiem.
          Ref.
6. Nawet dąb nie spije tego, coś wylała.
Ileż można płakać, moja zakochana?
          Ref.
7. Odszedł on, czy może to jest Twoja wina,
Boś go w ręku miała, a nie doceniła?

czwartek, 24 lipca 2014

O deszczu słów kilka

Padało cały poprzedni wieczór, całą noc i prawie cały dzisiejszy dzień.
O tak, tak... deszcz to częsty motyw pojawiający się w poezjach i innych pisaninach tego typu. Albo i nie tego typu, bo któż nie pamięta piosenki, w której "W blaszany daszek tłucze deeeszcz...". Niektórzy śpiewali, że "ciągle pada", a inni, "że kiedy pada, kiedy nasturcje na deszczu mokną (...)" lubią sobie coś zmalować.
A znacie jeden z tekstów (już nie jestem w stanie powiedzieć, prawdziwy czy nie) kojarzący się z latami świetności boysbandów, kiedy to do charakterystycznego tańca scenicznego wokalista śpiewa:
...lubię, kiedy pada deszcz
bo nie widać moich łez...
Piękne.
Ale wróćmy do poezji... wiadomo, że pisać można wszędzie i o wszystkim. Ale deszcz jakoś szczególnie nastraja nie tylko mnie, jak się okazuje. O deszczu pisywał i K.I.Gałczyński, i Kochanowski, i L.Staff (dziękuję, panno H., za podrzucenie swojego ulubionego "Deszczu Jesiennego) a także wielu, wielu innych.

U mnie też pojawiał się deszcz już wcześniej, a nawet i tutaj niedawno. A teraz coś bardzo deszczowego, gdyż trudno zasnąć, a łatwo pisać, gdy o blaszany dach tłucze deszcz...

A
ja
kap
kap,
kapię
ciągle
,ciągle
szybciej
,jeszcze,
znów dalej
kap z nieba
kradnę suszę
tak doskonale
,ze mną śpiewa
chmura wicher i
duch deszczowych
ołowianych dni.
Słuchaj szeptu
kropel o dach
bijących stu
to...strach
że nie dam
dziś snu?
Po co ci
złe sny
?Tobie
kapię
Śpij
już
mi
.

sobota, 19 lipca 2014

Burza. Po prostu burza

O i to jest to, co w lecie najlepsze (prócz hurtowo spadających gwiazd).
Burza właśnie.

Nie to, żeby burze nie zdarzały się i w innych porach roku. Pamiętam, jak w styczniu, pijąc wódkę ze znajomymi w szopie mojego dziadka ogrzewanej jedynie przez płonące pod blachą drewno, zaskoczyła nas burza śnieżna. Błyskawice, grzmoty, wiatr i śnieg zamiast deszczu. A może śnieg z deszczem? Nie pamiętam...
Jednak burza w lecie to co innego. Uwielbiam stać na balkonie i oglądać te iście batalistyczne popisy Matki Natury. Zwłaszcza, gdy burzę poprzedza nieznośny skwar. Te przewalające się po niebie chmury i pomruki w oddali przynoszą zapowiedź chociażby częściowego orzeźwienia.

Kto ma tak samo, jak ja, wie, o czym piszę. Innym życzę jedynie, aby ich burze nie przesadzały z intensywnością... błyskawice i ulewa szkodzi tak samo, jak wszystko inne w nadmiarze.

Burza

Jestem ciszą.
Obawami, co w powietrzu wiszą.
Niemo pcham przed sobą chmury
Nie wiesz, co przyleci z góry.
Zanim grzmotem,
Nim stukotem -
- jestem ciszą.

Jestem mrokiem.
Jam ciemnością, większą z każdym krokiem.
Jak zmierzch zalegam nad światem,
Szarość chmur jest moim bratem.
Błękit nieba
Ja pożeram -
- jestem mrokiem.

Jam błyskawica,
Patrzcie, światłem zaleję wam lica!
Prosto z chmury białe piękno
Pocałunek złoży prędko.
Ruszam w drogę,
Po mnie - ogień -
- jam błyskawica.

Jestem grzmotem.
Bezlitośnie wjeżdżam w świat z łoskotem.
Pociąg nie do zatrzymania,
Zagłuszam jęki i łkania.
Wpadam w ucho,
Dudnię głucho -
- jestem grzmotem.

Jestem wiatrem,
Jękiem, wyciem, które nie jest martwe.
Przewracam ludzi i drzewa,
Zrywam dachy kiedy trzeba.
Me pazury
Sięgną skóry -
- jestem wiatrem.

Jam jest ulewa.
W dół kurtyna, woda tańczy, śpiewa!
Jak ten ogrodnik szalony
Chmury leją wód galony
Prędzej zmokniesz
Niźli umkniesz -
- jam jest ulewa.

Jestem ciszą.
Ci, co słuchać chcą, jeszcze mnie słyszą.
Gdy odchodzę, mruczę z dala,
Aż się wokół uspokaja...
Kap, kap! Krople,
Burzy sople -
- jestem ciszą.

środa, 16 lipca 2014

Migracja pogodowa

Gorrrąco... o rety, jaki skwar. Co najmniej plus siedemset. Nie pojmuję, jak można funkcjonować w upale i jeszcze się z niego cieszyć?
No ale ok, cytując klasyka: jedni lubią, jak im cyganie grają, inni, jak im nogi śmierdzą. Ja należę do tych osób, które upał doprowadza do wykończenia fizyczno-psychicznego. I do chęci ucieczki

A jak uciekać, to pewnie tam, gdzie akurat jest chłodniej... Pewnego dnia, gdy Polska podzieliła się frontem na pół, popełniłem coś takiego:

Migracja pogodowa
Oszalało Słońce.
Na Południu leje ognie
Domy, zwykle całkiem chłodne
Domy, chłodno tak wygodne -
- piece, blaszanymi dachy żar łowiące.

W Toruniu - chmury.
W Trójmieście - burze.
Deszcz leje z góry
Spływa w kałuże.

Zwariowały Chmury.
Północ cała deszczem spływa
Wiatr chmurny kaganiec zrywa
Jak masztem - anteną kiwa
Złoty piach - już od tygodnia szarobury.

Ropczyce - gorące.
Na Brackiej nie pada.
Lampa swe palące
Ramiona rozkłada

Polska się już dzieli,
każdy lament wznosi:
Ten, co cały mokry
o słoneczko prosi.

Ten, którego upał
dobija i susza
nie zwleka ni chwili
i na Północ rusza!

Zaraz przez kraj cały
wiadomość ta gruchnie:
Dół idzie do góry!
Północ na południe!

Kaśki z Kościerzyny
Śledzie pchają w auto.
Bo, ponoć, w Wieliczce
Śledzia mieć jest warto.

Zaś pan Adam z Wisły
narty mierzy w ręku
"Czy te narty - myśli -
przydadzą się w Ełku?"

Łomża w swym wagonie
stawia na marketing:
Do Kłodzka w tę stronę!
A w kuszetce - leżing!"

Mknie do Kołobrzegu
tarnobrzeska dama,
no bo przecież nazwa
prawie taka sama!

A z zalanej Piły
bracia dwaj se człapią.
"Idziem do Leżajska!
Tam piwo i lato..."

Ściera się front ciepły
z kolegą chłodniejszym
nad Grodziskiem, albo
Mińskiem Mazowieckim.

Na Północ z Tarnowa
nikt się nie przenosi.
Generalnie Tarnów
ma to wszystko w nosie.

Z podobnej postawy
szczycą się w Szczecinie.
Deszcz im nie przeszkadza.
"Co spadnie - to spłynie!"

Czasem zimna, mokra,
czasem wręcz upalna
Aura - jak kobieta:
Nieprzewidywalna.

Możesz wróżyć z fusów,
możesz patrzeć w niebo
Możesz pytać Kreta -
ponoć wie na pewno.

Skończona migracja
jednak, co się stało?
Tym, co chcieli deszczu
na głowy kapało!

Tym, co chcieli słońca,
przypaliło skórę...
Więc ci z góry: nazad!
Ci z dołu: na górę!

Morał z tej migracji
Był do przewidzenia:
Gdzie trawka zieleńsza?
A tam, gdzie nas nie ma!

 Grzmi na wschodzie... a skoro burza, to i burza pojawi się niebawem. Pozdrawiam gorrrąco!

czwartek, 10 lipca 2014

Poczatki trudne

Na początku będą słowa.
Słowa będą na blogu i blog będzie ze słów. I słowa będą blogiem.

Jednak słowa będą tylko u mnie, do Ciebie należą spojrzenia, uśmiechy, westchnienia wzruszenia czy pukanie się w czoło. Cokolwiek i wszystkolwiek chcesz, to należy i zależy do Ciebie. Skoro już tutaj jesteś, witaj. Baw się moimi słowami, tak jak ja się nimi bawię.

Początki bywają trudne, gdy ma się tylko słowa.
Moje początki? Pamiętam, że był to sms. Krótka wiadomość wysłana gdzieś w okolicach lipca 2007 roku, którejś nocy. Którejś ciemnej nocy, późną porą. Mój pierwszy... wiersz? Wiersz szary, bo nie potrafię go nazwać. Ale pamiętam go do dziś.

Już po północy...
Spać? Nie, spać nie mogę
błądzę po umysłu mego otchłani
tam myśl sięga rozumu granic
Rozumu?
A jeśli rozum
jest myślą o Tobie?

 Tak to mniej więcej wyglądało. Tak to się zaczęło. Zainteresowanie poezją wzięło się od szarego wierszyka. A potem jakoś szło, z oporami, czasem bez oporów (kto tworzy, wie, że nie da się czasami nic spłodzić, choćbyś nie wiem, jak próbował(a)...) ale powolutku do przodu.
Nie lubię swoich dzieł z początków tworzenia. Nie, nie wstydzę się ich... po prostu ich nie lubię. Czytając zeszyt z tamtych czasów i twory nowsze zauważam, że się rozwijam. To budujące.

Co będę tutaj robił, zapytasz, bo już jakiś czas mnie czytasz ale nadal nie wiesz, o co chodzi.
Otóż będę otwierał się przed Tobą ze swoją marną sztuką, której nawet nie śmiem nazywać poezją.

Co na początek... ach, początek już był. Tamten szary... to co na drugie danie? Patrzę na okno i przypomina mi się dzisiejszy mokry świt. To może...

A day without Rain

Dziwne,
że to dzisiaj właśnie
słońce wstało niespodzianie.
Nagle
wszystkie spory, waśnie,
całe to nocne strachanie,
Wszystkie
smutki, groźby, żale,
zmartwienia nocy bezsennej,
Mokre,
szare deszczu fale
już nie grają tak przyjemnie,
Zamiast
tego, ponad lasem,
tam, gdzie mgła się lekko wije,
Tam, gdzie
tęcza gaśnie czasem -
słońce promieni nie kryje.
Dziwne,
że to właśnie dzisiaj
rodzi się dzień bezdeszczowy.
Może
to już taki zwyczaj
gdy mi w śniące wchodzisz głowy...