środa, 18 maja 2016

+18po22 vol 13

Hej!

Każdy miesiąc pachnie inaczej, nie uważacie? Styczeń dla mnie zawsze będzie pachniał mrozem, luty lekami na kaszel, marzec błotem pośniegowym, kwiecień zaoraną ziemią, czerwiec sosnowymi igłami, lipiec ozonem, sierpień gwiazdami płonącymi w ognisku, wrzesień kredą i gąbką, październik grabionymi liśćmi, listopad zniczami, grudzień sianem...

A maj, zapytacie, gdzie maj?

Maj pachnie erotycznie, wieczór majowy  zalatuje kwieciem i deszczem i koszoną trawą. Maj to wino pite w plenerze i palone ukradkiem papierosy. Maj to grillowy dym i smród juwenaliowego błota. Maj to chusteczki mijanych alergików.
Maj to leżenie na kocu i gapienie się w gwiazdy, a to pachnie uczuciem.
Maj ma bardzo erotyczną woń.

Cóż... miałem przerwę w erotykach. Przepraszam za nią. Dzisiaj nadrabiam. Czy będzie to erotyk majowy? Nie, chyba nie... Pochodzi z marca tego roku, więc data powstania nie łączy go z majem. Traktuje o nocy, jednak nie była to noc majowa. Brzask nie był majowy.
Majowy był za to zapach. Zapach erotycznego napięcia.

Nie przedłużając, bo już 22:00... Zapraszam na chwilę z erotykiem.

wtorek, 10 maja 2016

Widmowy pamiętnik

Hej!

"- Dzyń, dzyń! - dźwięk rowerowego dzwonka zmusił grupkę spacerowiczów do rozstąpienia się na boki. Wesołe pokrzykiwania dzieci, które, pedałując zawzięcie na swoich malutkich rowerkach, próbowały dogonić rodziców, poniosły się po niewzruszonej tafli zalewu. Barwna kawalkada rowerzystów, spacerowiczów i miłośników wrotek jak zwykle sunęła w obie strony deptaka łączącego ulicę Powstańców Warszawy ze żwirownią. Chociaż z drugiej strony określenie "deptak" mogło być krzywdzące dla tych prawdziwych, rodem chociażby z Sopotu. Ścieżka też to nie była.
Droga. Tak, asfaltowy odcinek drogi oblegany przez stopy, kółka i koła jednośladów.
Gdzieś w trzcinie i okolicznych wierzbach zaszeleścił wiatr. Delikatny zefirek przynoszący zapachy wieczoru - dym grilla i zapaszek przybrzeżnego mułu. Jednak nie szeptał w trzcinach zbyt długo, zagłuszony przez koncert na kilkaset głosów - oto żabi i ropusi tenorzy wzięli się do roboty, czarując partnerki swoim rechotem, nieświadomi, że i ludzie z lubością się im przysłuchują.
Słońce jeszcze raz liznęło promieniem taflę zalewu i skryło się do lisiej nory pod Lisią Górą. Jego miejsce zastąpiło światło kilkudziesięciu latarni lewego brzegu. Oświetlony parking gromadził coraz więcej obniżonych samochodów z fikuśnymi naklejkami na drzwiach i spojlerach.
Gdzieś nad nami z furkotem przeleciały kaczki. Gdzieś przed nami ciężko wylądował łabędź. Gdzieś obok nas zabrzęczał komar, przegoniony piskiem nietoperza. Pod nami ławeczka zaskrzypiała falsetem, jakby dla uwielbienia Twoich kształtów, które ją gniotły w najmilszy możliwy sposób.
Noc brała w swoje władanie deptak przy zalewie, a wraz z nim i ulicę Grabskiego.
A w ciemność ulicy my się udaliśmy i w mrok naszych dłoni schowały się palce."

***

Miejsca, w których przychodzi nam żyć, czy chociażby przebywać przez krótki czas, wywierają na nas nierzadko wielki wpływ. Wypalają w pamięci obrazy, a to ulicy smaganej deszczem, a to topionej w upale, drzew targanych przez wiatr, liści zalegających trawnik, pijaka spod osiedlowego sklepu, sąsiada odśnieżającego auto (i klnącego, gdy zauważa, że to nie jego samochód...).

Widmo ma parę miejsc, które miały wpływ na jego twórczość. I czasami o tych miejscach zamierza pisać...
Nie wiem, czy lubię pisywać o lokalizacjach. Zdecydowanie łatwiej mam z ludźmi i emocjami, chociaż... Hah, opisywać emocje, a to dobre.
Cóż, dzisiaj o miejscu, w którym spędziłem okres od grudnia do czerwca zeszłego roku. Ulica Grabskiego w Rzeszowie. Oj, chodziło się nad Wisłok pisywać tworki, chodziło...

Zapraszam do lektury.

***

środa, 4 maja 2016

Różana Parafka

Hej!

Spieszmy się pisać 30 dnia miesiąca, bo tak szybko odchodzi... tak, tak, ani się obejrzałem, a już CZWARTY! No i w sumie już MAJ! Masakra... Wybaczcie brak aktywności w kwietniu. Cóż... wiele czynników się nań złożyło, przytaczać ich nie mam zamiaru. Najważniejsze jest to, że wracam z nową energią do raczenia Was moimi tworkami! Tak, będziecie nimi męczeni, oj będziecie... Cóż, nikt nie zmuszał Was, aby tutaj zajrzeć, więc domyślam się, iż robicie to z własnej woli.

Cieszy mnie to niezmiernie.

Ale, ale! Dość tego... Zacznę dzisiaj nietypowo, bo od... tworka. W sumie chyba jestem Wam winien taki początek. Nie będzie to długaśne coś, coś raczej przemyśleniowego, jakieś majaki przed zaśnięciem... Miałem ostatnio taki wieczór, że się przekręcałem w łóżku, że długo nie mogłem zasnąć, że czegoś brakowało... i tak się zastanawiałem, czego?
Za zimno? Nie. Za ciepło? Też nie. Za głośno? Za chicho? Za mało alkoholu, za dużo?
Nic z tych rzeczy. Możliwe więc, że... za porządnie?


Zbyt porządnie
 
Mojemu łóżku jest zimno bez Ciebie.
Kołdra jakaś taka płaska.
Poduszka niewgnieciona.
Prześcieradło na swoim miejscu i
po plecach tylko ono głaska.
Po co w ogóle się kłaść
bez bałaganu nóg i oddechów?

Nie znoszę porządku.



Czy tak mogłoby wyglądać łoże Amelii?


Taaak... z tymi łóżkami to jest niezły temat. Tak niezły, że łóżko przewijało się i w mojej Parafce. I chociaż właśnie w scenie, którą zobaczycie niebawem, również występuje, typowa "scena łóżkowa" to to nie jest. Dwóch facetów w łóżku? Łolagoba! No, ale nie uprzedzajmy niczego, za chwilę się przekonacie, o co chodzi...
Scena piąta i szósta aktu trzeciego... pomalutku zbliżamy się do finału. Tak, ten etap wspominam najmilej. Przy pisaniu tych końcowych scen bawiłem się przednio! Liczę, iż i Wy odnajdziecie w nich radość, może uśmiechniecie się pod nosem, może przez moment nawet współczuć będziecie Miszy.
Bo co nie zasługuje na współczucie najbardziej, jak nie szaleńcza, nieodwzajemniona miłość?

Zapraszam do lektury.