wtorek, 10 maja 2016

Widmowy pamiętnik

Hej!

"- Dzyń, dzyń! - dźwięk rowerowego dzwonka zmusił grupkę spacerowiczów do rozstąpienia się na boki. Wesołe pokrzykiwania dzieci, które, pedałując zawzięcie na swoich malutkich rowerkach, próbowały dogonić rodziców, poniosły się po niewzruszonej tafli zalewu. Barwna kawalkada rowerzystów, spacerowiczów i miłośników wrotek jak zwykle sunęła w obie strony deptaka łączącego ulicę Powstańców Warszawy ze żwirownią. Chociaż z drugiej strony określenie "deptak" mogło być krzywdzące dla tych prawdziwych, rodem chociażby z Sopotu. Ścieżka też to nie była.
Droga. Tak, asfaltowy odcinek drogi oblegany przez stopy, kółka i koła jednośladów.
Gdzieś w trzcinie i okolicznych wierzbach zaszeleścił wiatr. Delikatny zefirek przynoszący zapachy wieczoru - dym grilla i zapaszek przybrzeżnego mułu. Jednak nie szeptał w trzcinach zbyt długo, zagłuszony przez koncert na kilkaset głosów - oto żabi i ropusi tenorzy wzięli się do roboty, czarując partnerki swoim rechotem, nieświadomi, że i ludzie z lubością się im przysłuchują.
Słońce jeszcze raz liznęło promieniem taflę zalewu i skryło się do lisiej nory pod Lisią Górą. Jego miejsce zastąpiło światło kilkudziesięciu latarni lewego brzegu. Oświetlony parking gromadził coraz więcej obniżonych samochodów z fikuśnymi naklejkami na drzwiach i spojlerach.
Gdzieś nad nami z furkotem przeleciały kaczki. Gdzieś przed nami ciężko wylądował łabędź. Gdzieś obok nas zabrzęczał komar, przegoniony piskiem nietoperza. Pod nami ławeczka zaskrzypiała falsetem, jakby dla uwielbienia Twoich kształtów, które ją gniotły w najmilszy możliwy sposób.
Noc brała w swoje władanie deptak przy zalewie, a wraz z nim i ulicę Grabskiego.
A w ciemność ulicy my się udaliśmy i w mrok naszych dłoni schowały się palce."

***

Miejsca, w których przychodzi nam żyć, czy chociażby przebywać przez krótki czas, wywierają na nas nierzadko wielki wpływ. Wypalają w pamięci obrazy, a to ulicy smaganej deszczem, a to topionej w upale, drzew targanych przez wiatr, liści zalegających trawnik, pijaka spod osiedlowego sklepu, sąsiada odśnieżającego auto (i klnącego, gdy zauważa, że to nie jego samochód...).

Widmo ma parę miejsc, które miały wpływ na jego twórczość. I czasami o tych miejscach zamierza pisać...
Nie wiem, czy lubię pisywać o lokalizacjach. Zdecydowanie łatwiej mam z ludźmi i emocjami, chociaż... Hah, opisywać emocje, a to dobre.
Cóż, dzisiaj o miejscu, w którym spędziłem okres od grudnia do czerwca zeszłego roku. Ulica Grabskiego w Rzeszowie. Oj, chodziło się nad Wisłok pisywać tworki, chodziło...

Zapraszam do lektury.

***


Grabskiego

Na Grabskiego
wzdłuż Wisłoka brzegu
rozlało się niebo
nie wiedzieć, czemu.
Błękitno wszędzie
wśród wierzb i wśród mleczy
aż strach pomyśleć, co będzie
gdy zmrok barwy zniweczy,
gdy wessie chabrowość fal,
kaczki i rowerowych gości,
wyryte w ławeczce wyznanie miłości
i słowa "WIELKA JEST STAL!"
Ustąpią miejsca na brzegu
karmiący łabędzie
żulowi z piwem w ręku.
Zaraz ciemno będzie.
Jeszcze się niebo zapali na wieczór
jak beznadziejny romantyk w swej wenie
żółcią, czerwienią, na koniec zsinieje
i kropkę postawi w niedokończonym wierszu.
Bo "słuchaj mnie, Miła!"
i jeszcze coś, że "Miłość ma wielka
jak z pięciu pociągów z węglem pętelka"
i że "w uczuciu mym wiara i siła!"
A kaczki na falach zatańczą,
rozszczepi światła ich mały kilwater,
choć coraz rzadziej słychać pieśń kaczą
i z każdą godziną coraz mniej tych świateł.

8 komentarzy:

  1. Cudnie, Widmo :). Widzę, że wiosenna aura wszystkim się udziela. Ale, żeby nie pozostawać dłużną, też się przyczepię: zamiast "Wisłoka" chyba powinno być "Wisłoki" jako rzeki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiosenna aura... być może z tym opowiadaniem tak, ale wiersz z zeszłego roku, gdzieś z jesieni. :)
    Secret! Wisłoka a Wisłok to dwie różne rzeki! Wisłoka wpada do Wisły, a Wisłok, przepływając przez Rzeszów, do Sanu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, niech będzie :). Widzę, że wykazałam się świetną znajomością geografii. No, ale , w sumie z nią zawsze było u mnie krucho :P

      Usuń
  3. A to ciekawe, czyżby fragment należał do pewniej autobiograficznej całości? :) hm czy łatwiej.. miejsca nie czują, one są tylko tłem do którego my sami dopasowujemy ważną dla nas treść- korytarz staje się salą tronową, sala tronowa miejscem tortur. Ludzi nigdy nie będziemy pewni w 100%, choć z drugiej strony może o to właśnie chodzi? Ludzie i emocje tak jak poezja pozostawiają niedopowiedzenia, może dlatego z jednej strony przyznaję Ci racje, że bardziej pasuje ona do ludzi niż miejsc? heh za dużo 'może';) Pozdrawiam ciepło Podgrzewaczu

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... tak, w sumie to być może będzie podróż, jaką Widmo odbywał do tej pory. "Miejsca, w których śniłem", tak to nazwę, o, dobre.

    Podgrzewaczu... to miała być sugestia, po której poznam autora komentarza, Anonimie? Jeśli tak, to słaby ze mnie detektyw... ;]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, dobre;) Aaa bo to trzeba jeszcze mieć pamięć dobrą :D ale nie wszystko trzeba pamiętać tak jak droge do domu:) chill

      Usuń
    2. O kurde, czyli dobra pamięć warunkiem koniecznym aby wygryźć Rutkowskiego? Damn...
      ;]

      Usuń