poniedziałek, 30 marca 2015

Różana Parafka

Hej!

Koniec marca, a więc pora na kolejne dwie scenki... Ale zanim jeszcze się one tutaj pojawią, kolejnych kilka ciekawostek o procesie tworzenia "Parafki".

Jak wspominałem wcześniej (a może tego nie zrobiłem... nie pamiętam), sztukę pisałem na dwa razy. Pamiętam, że zacząłem w okolicach lipca, by przerwać po tygodniu z braku weny. Albo później? Albo wcześniej? Hmm... było dość ciepło, więc pisałem na balkonie, w promieniach słońca, siedząc na starej wersalce. Potem przyszła zniżka formy i postanowiłem przerwać, by powrócić do pisania po jakimś czasie... już w okolicach jesiennych. Wczesnojesiennych. Też siedziałem czasami na balkonie, ale już w bluzie.

Skąd pomysł na takie coś? A tego jeszcze nie zdradzę. Zdradzę jednak, iż planowałem od początku trylogię z nieco zaburzoną chronologią, ale... jak dotąd nie udało mi się przysiąść do kolejnych części. A szkoda, bo pomysł nadal mi się plącze po łepetynie. Może niebawem... A czego miałyby dotyczyć pozostałe części "Parafki"? O tym także niebawem. :)

Hmm... rzadko tutaj jestem ostatnio, to prawda. W kwietniu powinno się wszystko poprawić. Postaram się wrócić do KaKu, do regularności, no i kwiecień prawdopodobnie będzie stał pod znakiem odświeżania staroci, czyli tworków, które porosły już całkiem grubą warstwą kurzu, a którymi się... no nie, nie pochwalę. Naiwność bije z nich niemiłosierna, więc zaprezentuję je tylko. :) To będzie dopiero retro spotkanie z początkami Widma.

czwartek, 19 marca 2015

Widmowy pamiętnik, Inspiracje, +18po22... kumulacja.

Hej!

Wiem, co myśleliście. Że Widmo rozpłynął się w odmętach czasu, że zaginął w przestrzeniach wymiarów, że... że ogólnie zapomniał o blogu! Oj nie, nie... chociaż na pierwszy rzut oka tak właśnie mogłoby się wydawać.

Zapuściłem się z wpisami, nieco zaniedbałem, blog zarósł jak wueska w pokrzywach. Tak mawiał mój znajomy, gdy się nie ogolił. No i po prawdzie nie wiem, jak nadrobić ten stracony czas. Więc po prostu przejdę nad tym do porządku dziennego... i podsunę pamiętnik.
***
Byłem ostatnio na koncercie w rzeszowskim Instytucie Muzyki. Piętnastego dnia każdego miesiąca o 17:00 odbywa się koncert, w którym udział biorą studenci, wykładowcy Instytutu albo inni zaproszeni goście. Muzyka? Różna, różnista. Raz coś klasycznego, raz piosenki z filmów Disney'a, a raz gospel albo rytmy karnawałowe rodem wprost z Rio.
W tym miesiącu występowały trzy panie.
Pierwsza - Pani Fortepian. Niezwykłą przyjemnością było obserwowanie tańca jej palców po czarno-białym przejściu dla dźwięków. Te pasaże... ech, miód na moje uszy.
Druga - Pani Sopran. W sumie nigdy nie byłem zwolennikiem tych operowych popisów wokalnych, ale akurat utwory tamtego wieczoru zostały tak dobrane, że wszystko współgrało ze sobą jak mleko i kawa w najlepszym latte.
Trzecia - Pani Poetka. Niestety... przyznam się, iż nie pamiętam dokładnie, jak się nazywała. Chyba p. Alina Czyż. Miała dwuczłonowe nazwisko... ale jak wspominałem, nie pamiętam. Hańba mi.

Ale dziwna sprawa, iż pamiętam jeden z jej wierszy. Chciałbym go przytoczyć, gdyż wywarł wrażenie nie tylko na mnie - został nagrodzony osobnymi brawami zebranej w Instytucie publiczności.

(prawdopodobnie) A.Czyż
Wyliczanka

Ja - oszust.
Ty - oszust.
On - oszust.
Ona - oszust.
Ono - jeszcze nie...

Mocne. Krótkie, ale mocne. Reszta utworów niestety przeszła bez echa. Cóż.

Wena przychodzi różnymi porami. Wspominałem już o tym i wspominać będę. Mówią, że miłość i sraczka przychodzą znienacka. Dodałbym do tego wenę, aby Wam jakoś to uzmysłowić, jak z tą weną jest, ale nie mam niestety rymu. Co też w jakiś sposób potwierdza moją teorię.
Wena przychodzi jak wiosna w zimie, jak zima w jesieni i wiosna latem... ogólnie nie wiadomo, o co z nią chodzi. Jak z jesienią. Po co ona? Czy ktoś ją w ogóle lubi?
Ja lubię.

Zapraszam na tworek... najnowszy, marcowy.

niedziela, 1 marca 2015

Różana Parafka

Hej!

Pierwszy marzec... jak ten czas ucieka. Już minęły dwa miesiące 2015 roku!
Pierwszy marzec... w sumie to prawie 30 luty (pokrętna logika, ale cóż: nie będę czekał na 30 lutego. Ekhm...)
Pierwszy marzec... Co tutaj poradzić, trzeba coś Wam przedstawić!

Miałem ochotę stworzyć komedyję. Oj tak, tak... czekałem, aż się w końcu wena nabuzuje niczym lawa w wulkanie przed erupcją, a potem... dałem jej wypłynąć. Ba! Wystrzeliła okrutnie! Pamiętam, chociaż to było ładnych parę lat temu, iż kilka pierwszych rozdziałów napisałem "od ręki", niemalże jeden po drugim. Potem miałem malutki zastój, ale wyjątkowo szybko udało się go pokonać i dokończyć... chciałem napisać "dokończyć dzieła", ale to chyba zbyt duże słowa.
Chociaż jak do tej pory to jedyne takie "dzieło" w mojej twórczości. :)

Dooobra... bo późno, trzeba jeszcze pobiegać przed snem... Przedstawiam kolejne dwa rozdziały Różanej Parafki!