poniedziałek, 11 lipca 2016

KWD 2.0

Heeej!

Wiem, wiem... jakże to mi wszystkie plany ostatnio w łeb biorą. Miało być tak pięknie, miały być dwa posty... a tutaj ani jednego. A to z prostego powodu - pomyliłem daty w automatycznym publikowaniu postów. :D
Paskudne niedopatrzenie. Ale cóż, nie ma tego złego, jak to mówią. Mam okazję z dwóch postów, w tę jakże przepiękną, lipcową noc (sen nocy letniej, nie ma co!) sklecić dla Was post z dwóch postów, a na dodatek - z dwóch lat KWD!

Zapinamy więc pasy, moi Najmilsi. Zapraszam na wspomnieniową przejażdżkę kolejką kawidmode.blogspot.com. Będzie długo...uprzedzam.

Zaczęło się...



...niepozornie. Nie wiem w sumie, co też mnie podkusiło. Harowałem akurat w tamte wakacje przy mrożeniu owoców... tak, wyobraźcie sobie - na zewnątrz +32stopnie, a ja w średniej temperaturze DWÓCH stopni na plusie (w chłodni było -26...)... Tak. I właśnie wtedy, mrożąc maliny i truskawki, zacząłem myśleć. Praca monotonna, więc i trzeba było czymś rozum zająć, aby nie zwariować. Ileż można było słuchać o tym, kto z kim, kiedy i za ile. Że ta się spasła, że ten się opił, że to, że tamto. Wyłączyłem się. I zacząłem myśleć.
Najpierw nad pseudonimem. Bo, wiadomo, pseudonim musi być spoko. Musi coś znaczyć, musi dawać do myślenia. Podpowiem... mój jest anagramem. Cały blog w sumie jest anagramem. I cieszę się z tego. Wpadłem na niego przy mrożeniu partii zajebiście słodkich malin spod Sandomierza. Przyjemności dwie tego samego dnia - i się najadłem, i pogłówkowałem z dobrym skutkiem.
Tak powstał Widmo, tak powstałem ja. Świadomość, która tutaj mówi do Was głosem przez Was wybranym. Tam, o tym piszę w zakładce "O mnie". Każdy ma ten swój głos, którym sobie czyta książki. Każdy inaczej czyta mnie.

Postanowiłem napisać i.. pokazać się innym. W końcu wyjść z zeszytu, wychynąć z szuflady niczym niedźwiedź z matecznika, jak ukwiał rozwinąć się w nieprzyjaznych wodach sztuki.
Górnolotnie, ale tak właśnie było. Bałem się. Czego? A bo ja wiem... poza wilkołakami coś się liczy? Bałem się reakcji. Dlatego wykorzystałem w większości swoich znajomych (przepraszam Was...). Jak ludzie Cię lubią, to ludzie Cię wspierają. Nawet, jeśli jesteś paskudnie zły w tym, co robisz, jeśli to lubisz, ludzie temu przyklaskują - o ile im zbytnio nie przeszkadzasz.
Ja chyba nie przeszkadzam zbyt wielu ludziom. :D
To szczera prawda - mam CUDOWNYCH znajomych, mam wspaniała rodzinę. Bez nich nie byłoby mnie tutaj. To oni trzymają mnie, niepotrafiącego pływać, w tym oceanie Sztuki.
Tak, piszę w tym notesie. Notuję w nim każdy ruch na blogu. Dziennik pokładowy... to brzmi dumnie. :)

To znajomi i rodzina byli moimi pierwszymi krytykami. I wiem, że bardzo byli pobłażliwi... ale cóż, i tak mi to nie przeszkadza. :)

Zaczęło się więc. Pierwsze publikacje. Pierwsze komentarze! Z początku niemrawo, potem nicki (nawet Anonimowe) zaczęły się powtarzać. To było miłe. Ha, to nadal jest miłe! Ech, jak Wy łechcecie moje chciwe Ego.
Pierwszy, drugi, trzeci post jednak bez komentów. Przy czwartym ruszyło. I tak już zostało. Czasem więcej, czasem mniej. Potem weszły erotyki, które uwielbiam (tak na marginesie - chociaż nie znoszę "Malinowego Chruśniaka", to też tak na marginesie), i które polubiliście również Wy.

Zacząłem zdawać sobie sprawę, jak naiwna była moja twórczość na początku, jaką Częstochową zalatywała. I jaką zalatuje do tej pory. Cóż, uwielbiam rymy. Uwielbiam klasyczne rymy! Paskudna przypadłość, z którą staram się walczyć. Nie zawsze się udaje.

Potem co... przyszedł fejs. Profil fejsowy. Ten portal to medium, ten portal to krzyk naszych czasów - grzechem byłoby nie skorzystać z możliwości, które on oferuje. Google+ to super platforma, ale Fejs... Fejs to potęga. Kiedyś dobiję do tysiąca lajków, zobaczycie... :P Żart, oczywiście. Dobiję do dwóch tysięcy!

Potem przyszło KaKu... Oj, moje zapomniane dziecko, wyrzut na moim sumieniu... Że też nie mam czasu, aby go redagować ciągle! Moja baza danych po godzinach spędzonych na wertowaniu Wikipedii sięga połowy roku! Ileż tam jest danych dotyczących filmu, muzyki i literatury... Leniwy ja, paskudny ja, samobiczuję się, serio. Kiedyś KaKu, czyli Kalendarium Kulturalne powstanie na nowo. Słowo.
Bo chociaż najwięcej komentarzy (większość moja, ale liczą się liczby) znalazło się pod Widmowym Pamiętnikiem, to jednak najwięcej odwiedzin zebrało właśnie KaKu, czyli Kalendarium Kulturalne!

W międzyczasie pojawiła się Parafka... moje ukochane dziecko, moje oczko w głowie. Żałuję, że nie mogę obdarować Was papierowym egzemplarzem tej sztuczki. były dwa, obydwa mają już Właścicieli. Obydwa wydania na papierze kredowym... śmierdzącym bardzo, ale za to bardzo fajnie śmierdzącym - uwielbiam ten specyficzny zapach. Jest w tych wydaniach masa literówek, ale to ma swój urok.
Parafka przyjęła się - co mnie cieszy. Co napawa mnie nadzieją, że napiszę coś jeszcze w tej konwencji. Zobaczymy. Dzisiaj pojawią się dwie ostatnie sceny.
Ale to niebawem.

Więc tak to właśnie zleciało. Strasznie szybko, strasznie intensywnie. I chociaż często się spóźniam - jak np. dzisiaj, to dziękuję, że ze mną jesteście. Wiedzcie, że dla mnie znaczycie wiele. Bardzo dużo. Całkiem sporo. No... jesteście super.

Dobra... Parafka. Pora jakoś zakończyć z przytupem. Ale nie! KONKURS! Zaraz... konkurs będzie jutro. Mam pomysł, ale muszę go jeszcze... przemyśleć. :D

Parafka kończy się... O fak, toż to było niemalże półtora roku! Piętnaście miesięcy... MaSaKra! Cóż, dziś zakończymy. Dzisiaj wszystko się rozwiąże.

Różana Parafka, akt3scena9
Różana Parafka, akt3scena10


Dobra, Kochani... Konkurs i więcej przemyśleń jutro. Znaczy się... na fejsie. Gdzieś w okolicach poniedziałku. :)



Pozdrawiam...
...i dziękuję, że jesteście.

Pa! :)

Pees... Uwaga, spojler!
***
Musiałem... No musiałem skończyć hepiendem! Chociaż... ja tam zawsze kibicowałem Miszy. :)
***

4 komentarze:

  1. czemu spoiler i tak bez ostrzeżenia, bez odstępu większego! ZŁY człowieku!

    Podziwiam, że nie przerwałeś, nie poddajesz się, że się nie wstydzisz swoich pierwszych wierszy, albo tych zbyt naiwnych (bo ja kiedyś tak się zawstydziłam, że zostawiłam pisanie).

    Winszuje podbijania Świata swoim blogiem, w miarę regularnego jego prowadzenia i niech Ci świeci gwiazdka pomyślności i nigdy nie zagaśnie ... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Barbaro, kajam się i proszę o wybaczenie... Spojler przesunięty na koniec i specjalnie oznaczony. :)

      Gdzieś wcześniej pisałem o pierwszych moich wierszach... nie, nie wstydzę się ich. Gdyby były doskonałe, nie byłoby czego poprawiać - dlatego się pisze, aby tworzyć coraz to doskonalsze dzieła. Ja chciałbym, aby mój najdoskonalszy tworek był zarazem moim ostatnim. Żebym mógł odejść wiedząc, że nic lepszego z siebie nie wycisnę... Takie małe marzenie. :)

      Dziękuję, Barbaro!

      Usuń
  2. Jak Cię poznałam na tych mrożonych malinach tak się nie zmieniłeś dużo :P zaczęłam czytać opowiadania, ale niestety nie mam teraz zbyt dużo czasu, co nie zmienia faktu, że podziwiam Cię w tym co robisz i super, że masz takie ,, hobby,, Powodzenia w dalszym prowadzeniu bloga
    ! ;) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, te mrożone maliny... całkiem przyjemny okres, można było nieco łyknąć witamin niemalże z krzaka. :D
    Dziękuję, zapraszam do czytania w wolnej chwili, rzecz jasna!

    OdpowiedzUsuń