wtorek, 8 sierpnia 2017

KWD 3.0

Hej!

10 lipca 2014 roku... Na Świecie nie działo się kompletnie nic - oczywiście to zdanie nie jest prawdziwe. Mimo, iż Wikipedia nie podaje wielkich wydarzeń tego dnia, to każdy coś tam przeżywał. Wzloty, tragedie, upadki, małe szczęścia. Chciałbym napisać, że wszyscy z wypiekami na twarzy czekali na pojawienie się KaWidmoDe, ale to też nie będzie prawda.

Bo prawda jest taka, że sam nie wiedziałem, czy blog wystartuje 9 lipca, czy może 11. No i czy to w ogóle będzie lipiec. :)
Oczywiście byłoby super, gdyby data powstania pokrywała się z jakimś wydarzeniem, chociażby z moimi urodzinami - ale ale! Widmo lubi myśleć, że nie ma wydarzeń w Wikipedii, ponieważ jeszcze daty założenia KWD nikt tam nie wprowadził! :D

Niemalże miesiąc po trzeciej rocznicy witam Was serdecznie po raz kolejny. Cóż, zerknijmy, standardowo, na (kliknij->) pierwszy post na blogu... Co my tutaj mamy... "A Day Without a Rain"... Tak, lubię ten tworek. :D W poście napomknąłem, że nie lubię początków swojej twórczości. Lubię... ale mniej niż późniejsze tworki. 
Aha, i wtedy jeszcze nie nazywałem tego "tworkami". Tę nazwę nadałem im później, pierwszy raz w zdrobnieniu tworki pojawiły się... 20 września. :)

***

Pierwsza rocznica nie była prawdziwą rocznicą (KLIK), bo tylko wspomniałem o początkach bloga... nic się nie pojawiło, uciekłem po paru wersach. Nic się nie pojawiało na blogu, ale pamiętam tamto lato... zapełniłem wtedy sporo kartek w zeszycie.
Fragment komentarza do posta, który mówi wiele:
:D

W międzyczasie rozpoczęło się nadawanie Różanej Parafki, która to, o dziwo, pojawiała się na blogu całkiem regularnie.

***

Rocznica druga, czyli KWD 2.0 (KLIK), to już trochę bardziej rozbudowany post. Taaak... trochę w nim opisałem, jak to było z tym Widmem, skąd się to wszystko wzięło. Najważniejsze jednak było coś innego... otóż druga rocznica powstania bloga całkiem przyjemnie splotła się z zakończeniem Różanej Parafki... jak dotąd chyba mojego najukochańszego, szczeniackiego dzieła, które nie jest tworkiem. :)

***

Trzecia rocznica, chociaż... w sumie to nie taka rocznica, skoro miesiąc po terminie Ale cóż, nic nie zginie. Przyszłych rocznic nie ma co jeszcze świętować, poprzednie zawsze można.

A dzisiaj poświętuję nowym tworkiem... A co. W sumie nie będzie on jakiś ultrawesoły, ale pokażę Wam go z konkretnego powodu, który to powód zamieszczam poniżej w formie fotografii. Przyjrzyjcie się, na czym można spisywać myśli, gdy akurat zeszytu nie ma pod ręką. :)

Tak, czasami piszę na karteczkach z kalendarza. No a później lądują w starym "zeszycie zbiorczym". :)

Tworek... tworek na to świętowanie.
Zapraszam... No i życzę sobie kolejnego roku! Ja tutaj będę, mam nadzieję, że Wy także!


***


Karteczka z kalendarza



Była jak pierwszy łyk piwa
upity ukradkiem w lesie
niecierpliwa
jak przebiśnieg, niepewny, czy wiosna
przyjdzie i co przyniesie.

Pierwszy pocałunek
jak "sto lat!" śpiewane ci na urodzinach
uśmiechasz się
i przebierasz w znanych
postawach i minach
który kierunek
wybrać na mapie niepewności?

Była jak jazz.
Nie jesteś na nią gotowy
a jednocześnie chcesz być
to wiesz.

Jak ból zęba była
wpadła na moment
i nie potrafiłeś myśleć o niczym innym
jakby ta chwila
miała trwać wiecznie
być przy tobie zawsze
już, na amen.

Och, c'mon!
Czy chciałeś?
"Chciałem!"

Jak wiatr była, ciągle wokół,
ciągle obok,
wyczuwasz podskórnie niepokój,
krok za tobą, nic,
po lewej, pudło,
szarpie ci nerwy jak kurtkę,
po prawej, no trudno,
myśl o niej dreszczem
przebiega po plecach.

Jak dym z papierosa
czułeś ją później, ciągle,
długo jeszcze po tym
jak opuściła twoje usta
ubrania i pokój.
Nieznośne poczucie obecności
i pusta
obietnica nałogu.

Lornetą ci była
i meduzą
zaprzeczasz na próżno
bo widzieli to i śmiali się
ale nie z tobą
a z ciebie
w chlebie kminkiem
i pietruszką w rosole była.
Niby pasowała.

Denkiem była pustej butelki
jękiem rozładowanej baterii
udręki początkiem i końcem.

Superbohaterem bez znaku
niszczycielem i twórcą
laku brakiem i bezrybiem.

Była wężem czy owocem?
Celem i drogą była.
W pysk strzeleniem na nadmiar
słów
i zaproszeniem, gdy niedobór
gestów.

Nie pierwsza i nie ostatnia
nie mogła się zdecydować
którą chce rolę
więc nie wybrała żadnej.
A jednak nikomu
nikomu nie było ładniej
w koralach niezdecydowania
i roli statysty
tyle było prawdy w słowach
iskry, która nie wie,
że wznieca pożar.
Krocz za mną w ten
ostatni marsz.

Była jak ta euforia
po skoku w głębinę.
Ją też kiedyś zgubię,
zapomnę,
ona też przeminie.

Świt nie ujrzy moich kolan.
I choć była mi jak bezczas,
każda z nią chwila, sekunda,
godzina jest mi droga...

Już pora.


***

Kurde, a tak na koniec to Wam napiszę, że mam deja vu. Tak, wydawało mi się, że ten tworek już był tutaj, że już to pisałem...
Dziwne. :)

Nieee nooo... sprawdziłem. Nie było go tutaj. :)

7 komentarzy:

  1. Piękny, dojrzały, zapiszę w swoim notesie

    OdpowiedzUsuń
  2. Twoje tworki muszę czytać na głos, tak ładnie szeleszczą, taki ładny rytm mają.
    Tyle w nich zaskakujących wersów np."laku brakiem i bezrybiem" śliczne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubimy szeleszczące dźwięki, są jak kartki papieru w ciemnych katakumbach...

      :)

      Usuń
  3. Podoba mi się. Wiersz i Twój powrót do pisania tu. Wiersz nawet bardzo - jakoś tak mi bliski.

    Pisz dalej, warto!

    I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja cieszę się, że w natłoku nowych obowiązków znalazłaś czas dla starego znajomego, Moja Najdroższa I. :)

      Usuń
  4. Piękny. Jak powrót tutaj :)
    Co ja mogę dodać do tego, co napisali moi poprzednicy? Pisz dalej, Widmo, bo robisz to naprawdę dobrze.

    OdpowiedzUsuń