Burza właśnie.
Nie to, żeby burze nie zdarzały się i w innych porach roku. Pamiętam, jak w styczniu, pijąc wódkę ze znajomymi w szopie mojego dziadka ogrzewanej jedynie przez płonące pod blachą drewno, zaskoczyła nas burza śnieżna. Błyskawice, grzmoty, wiatr i śnieg zamiast deszczu. A może śnieg z deszczem? Nie pamiętam...
Jednak burza w lecie to co innego. Uwielbiam stać na balkonie i oglądać te iście batalistyczne popisy Matki Natury. Zwłaszcza, gdy burzę poprzedza nieznośny skwar. Te przewalające się po niebie chmury i pomruki w oddali przynoszą zapowiedź chociażby częściowego orzeźwienia.
Kto ma tak samo, jak ja, wie, o czym piszę. Innym życzę jedynie, aby ich burze nie przesadzały z intensywnością... błyskawice i ulewa szkodzi tak samo, jak wszystko inne w nadmiarze.
Burza
Jestem ciszą.
Obawami, co w powietrzu wiszą.
Niemo pcham przed sobą chmury
Nie wiesz, co przyleci z góry.
Zanim grzmotem,
Nim stukotem -
- jestem ciszą.
Jestem mrokiem.
Jam ciemnością, większą z każdym krokiem.
Jak zmierzch zalegam nad światem,
Szarość chmur jest moim bratem.
Błękit nieba
Ja pożeram -
- jestem mrokiem.
Jam błyskawica,
Patrzcie, światłem zaleję wam lica!
Prosto z chmury białe piękno
Pocałunek złoży prędko.
Ruszam w drogę,
Po mnie - ogień -
- jam błyskawica.
Jestem grzmotem.
Bezlitośnie wjeżdżam w świat z łoskotem.
Pociąg nie do zatrzymania,
Zagłuszam jęki i łkania.
Wpadam w ucho,
Dudnię głucho -
- jestem grzmotem.
Jestem wiatrem,
Jękiem, wyciem, które nie jest martwe.
Przewracam ludzi i drzewa,
Zrywam dachy kiedy trzeba.
Me pazury
Sięgną skóry -
- jestem wiatrem.
Jam jest ulewa.
W dół kurtyna, woda tańczy, śpiewa!
Jak ten ogrodnik szalony
Chmury leją wód galony
Prędzej zmokniesz
Niźli umkniesz -
- jam jest ulewa.
Jestem ciszą.
Ci, co słuchać chcą, jeszcze mnie słyszą.
Gdy odchodzę, mruczę z dala,
Aż się wokół uspokaja...
Kap, kap! Krople,
Burzy sople -
- jestem ciszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz